Znowu podróżowałem po naszej umęczonej ojczyźnie. Duże zmiany w infrastrukturze: nowe drogi, ronda, rozjazdy, osiedla i supermarkety. Ruch też duży: jeżdżą, kopią, budują, burzą lub remontują. Aż się serce raduje. Jeno głowa jakby nie nadąża.

Wzdychający z utrudzenia kelner w lokalnej restauracji uzasadnia brak pierogów ruskich nadmiarem gości. Nie: za mało pierogów, lecz: za dużo gości.
Urząd Marszałkowski nabył w Niemczech nowoczesne piętrowe wagony dla Kolei Mazowieckich. Wagony nie mieszczą się w świeżo wyremontowanym tunelu średnicowym. Albo tunel za niski albo  wagony za wysokie. Tak czy owak brakuje 7 cm.  Gdyby wagony były na oponach, można by z nich spuścić powietrze. Tymczasem jest wręcz odwrotnie: wagony są typu push&pull. Być może, gdyby je długo rozciągać to stracą na wysokości.

Kasjerka na dworcu PKP nie potrafi powiedzieć, w których przedziałach pociągu expressowego Intercity relacji Warszawa-Kraków znajdują się czynne kontakty 220V. Konduktor PKP w przedziale pierwszej klasy tego pociągu szydzi sobie ze mnie: jeśli ktoś zasilanie komputera w pociągu PKP ceni sobie bardziej niż komfort, to musi przenieść się do klasy drugiej, bo tam zasilanie akurat występuje. W tej sytuacji głupio się żalić, że w toalecie jest brudno, bo to przecież sami pasażerowie nie spłukują ustępu pedałem. Nic też dziwnego, że w takich warunkach PKP wycofuje  pociągi regionalne, w tym relacji Warszawa-Lądek Zdrój. Zabito dechami okna i drzwi stylowego lądeckiego dworca i kilkudziesięciu podobnych malowniczych stacyjek w regionie. Drogowcy z Lądka-Zdroju udają, że tego nie zauważyli, bo przy ulicy nadal stoi drogowskaz  „Stacja PKP”.

Tymczasem Moja Dobra Znajoma,  właścicielka starego volvo , jadąc wraz z koleżanką późną nocą do Katowic  złapała gumę kilkanaście kilometrów od  Częstochowy. Nie mogły odkręcić zapieczonych śrub. Usiłowały zatrzymać jakiś samochód.  Ruch spory, jak to na katowickiej , głównej magistrali naszego zeuropeizowanego kraju. Na próżno jednak machały i mrugały latarką. Dopiero po upływie ponad godziny zatrzymał się i pomógł im wymienić koło właściciel starego wartburga combi. Widocznie nie obawiał się złodziejskiej pułapki. W tym miejscu serdecznie dziękujemy Panu za samarytańską pomoc.

Na tym jednak nie koniec. Przez trzy kolejne godziny dzielne kobiety dobijał się bowiem do licznych częstochowskich wulkanizatorów czynnych całą dobę.  Wszyscy spali. – Przecież jestem! – oburzał się jeden z obudzonych, kiedy protestowały przeciw rozbieżności pomiędzy treścią szyldu ”Wulkanizacja 24h” i odmową wykonania usługi w środku nocy. Inny czuwał wprawdzie, ale radził czekać do rana aż przyjdzie szef, bo on tu tylko pilnuje. W końcu zadania podjął się stróż zakładu wulkanizacyjnego, który, jak przyznał, nigdy wcześniej tego nie robił, bo on tu tylko pilnuje. Jemu też dziękujemy. Europa, 21 wiek, pod Jasną Górą.  Pan Bóg różnie nas doświadcza, jak powiada Prezydent Wałęsa.

Na nowym, zaskakująco uroczym publicznym kąpielisku w małej miejscowości u podnóża  Śnieżnika tłumy szczęśliwych plażowiczów z kraju i  zagranicy. Nic dziwnego: za  unijne pieniądze spiętrzono tu wodę, a na środku sztucznego jeziora, którego brzegi hojnie obsypano piaskiem i  połączono pomostami, wznosi się imponująca widokowa wieża. Na wieży czuwa ratownik. Można tu popływać, pobrodzić,  wypożyczyć sobie łódkę lub ponton. Bar na kółkach oferuje zapiekanki, hamburgery, napoje i frytki. Europa pełną gębą. Tyle, że już koło południa ze skąpo rozstawionych luzem plastikowych worków  na piękną plażę wysypują się brzydkie śmieci. Nie żeby tego nie przewidziano: w rogu kąpieliska stoi kilkanaście nowoczesnych, kolorowych, czystych i pustych kubłów na śmieci. Spięto je łańcuchami. Zapewne w obawie przed kradzieżą. Obok trzy  ToiToi’e – bez wody - dojmująco sygnalizują, że nie są w stanie podołać naturalnym potrzebom licznych użytkowników kąpieliska. Czwarty „tylko dla personelu”.

Kiedy zmiany postępują zbyt szybko – jak u nas – to obyczaj  nie nadąża. Nie pierwszy to i nie ostatni raz w historii rozwoju myśli ludzkiej. Rozwijamy się jak burza. Ledwośmy przywykli do wielości wyboru, ledwo  oswoiliśmy  się i pogodzili z koniecznością szybkiego podejmowania decyzji o zakupie, niechby nawet był to zakup  emocjonalny, a tu już trzeba uczyć się nowych, interaktywnych środków wyrazu. Z ukrycia atakuje marketing partyzancki, za przeproszeniem „ambientny”, sączy się  do ucha marketing szeptany, w Internecie szaleją wirale. Dopiero co przyswoiliśmy sobie pojęcie public relations , a już trzeba ustosunkować się do etycznego biznesu i korporacyjnej odpowiedzialności społecznej. Ani się nie obejrzeliśmy, jak nowego,  „ubogaconego”  , znaczenia nabrało pojęcie ekonomii społecznej.

W tym oszałamiającym pędzie do przodu Europy warto jednak  zatrzymać się czasem, żeby chwilę pomyśleć, pomóc bliźniemu, zjeść nożem i widelcem, użyć tradycyjnego zwrotu uprzejmościowego albo przynajmniej spuścić po sobie wodę.



Leszek Stafiej - Brief - Gwoździem w mózg