Moja Dobra Znajoma mieszka na obrzeżach Warszawy. Do pracy dojeżdża zazwyczaj Mazowieckimi Kolejami Państwowymi. Koleje mazowieckie jeżdżą z rzadka, statecznie i po swojemu. Rozkład jazdy zależy tu od pociągu a nie odwrotnie. Dlatego stali bywalcy wiedzą, że nie należy się śpieszyć. Ani w tę ani z powrotem . A jednak, pewnego dnia, Moja Dobra Znajoma zapomniała się i wybiegła z domu w pośpiechu. Wpadła zdyszana na peron, wskoczyła do wagonu, a kiedy pociąg ruszył zorientowała się, że zostawiła w domu portmonetkę, a w niej pieniądze, karty i bilet miesięczny. Ktoś inny machnąłby ręką, zaklął szpetnie i pojechał na gapę, dopatrując się kontrolera w sennych fizjonomiach współpasażerów. Inny może wysiadłby na najbliższym przystanku i spóźnił się do pracy. Ale nie Moja Dobra Znajoma, która pracuje w piśmie kobiecym, gdzie wciąż panuje nie cierpiącą zwłoki wysyłka. Nie mówiąc o tym, że jest osobą nad wyraz uczciwą i praworządną. Dlatego właśnie wyruszyła w głąb pociągu na poszukiwanie znajomych, od których mogłaby pożyczyć na bilet. Przeszła skład wzdłuż i z powrotem i nikogo znajomego nie spotkała. W takim razie pozostaje pożyczka od osoby nieznajomej. Zadanie nie dla każdego łatwe i miłe. Moja Dobra Znajoma jest kobieta dojrzałą, drobnej budowy ciała. Ma dość niski, lekko chrapliwy głos. Starszy, nobliwie wyglądający mężczyzna nieco podejrzliwie przyglądał się szczupłej kobiecie, która ochrypłym głosem zwróciła się do niego z prośbą o „pożyczenie” kilku złotych na bilet.
- A nie potrzebuje Pani więcej? – przemógł się wreszcie, otwierając portfel. Nie potrzebowała. Podziękowała i szczęśliwie dojechała do celu.
Plan ciągłości działania nakazuje, by po kryzysie nastąpił jak najszybciej powrót do normalności. A zatem nazajutrz i dzień później i jeszcze przez kilka kolejnych dni Moja Dobra Znajoma przemierzała wszystkie poranne pociągi tam i z powrotem w poszukiwaniu swego nobliwego dobroczyńcy. Znalazła go dopiero wtedy, gdy dała się wszystkim dobrze poznać jako ta, co chodzi po pociągu i „ pożycza na bilet”. Samarytanin był zaskoczony. W końcu od pamiętnego dla niej zdarzenia minęło już parę tygodni. Znajoma zwróciła mu cztery złote, ponownie podziękowała za pomoc, i na tym mógłby być koniec tej banalnej historii. Ale nie jest.
Miesiąc później spotkała w pociągu do Warszawy koleżankę z innego pisma kobiecego, która dojeżdża do Warszawy z pobliskiego Legionowa. Obok koleżanki siedział akurat ten Samarytanin. Ukłonił się Mojej Dobrej Znajomej z uprzejmym uśmiechem. Panie zaczęły z ożywieniem rozmawiać ale po chwili, ku przerażeniu Mojej Dobrej Znajomej koleżanka z Legionowa zwróciła się do siedzącego obok tak, jakby go doskonale znała. – To mój Ojciec –wyjaśniła.
– Jak to dobrze, że pożyczyłem Pani te cztery złote – wyznał Ojciec Koleżanki z ulgą.
Jaki z tego morał? Że trzeba uważać. Plan ciągłości działania wymaga, by po kryzysie nastąpił powrót do normalności. Na tyle, by móc innym, a zwłaszcza sobie samemu, spojrzeć w twarz i nie spuszczać oczu, wytrzymać spojrzenie.
Leszek Stafiej - Brief - Gwoździem w mózg