Francuzi mówią: espit d’escalier – duch schodów albo spóźniony refleks. Nie trzeba być Francuzem, żeby wiedzieć, że najbardziej cięte riposty przychodzą do głowy po wyjściu. Albo kiedy nas wyrzucili. Na schodach prowadzących w dół. Dlatego nie lubię ducha schodów prowadzących do wyjścia.
Z duchem schodów prowadzących na górę jest wręcz przeciwnie. On wszystko maluje w różowych barwach. Sprawia, że już pierwsze kroki wywołują radosne podniecenie. Podniecenie narasta w miarę jak każdy kolejny stopień schodów zbliża do celu. Wyobrażamy sobie swoje wielkie wejście . Wyobrażamy sobie, jak wywieramy piorunujące wrażenie. Ćwiczymy w myślach starannie przygotowane pierwsze zdanie. Oczyma wyobraźni widzimy, jak wszystkich zamuruje. Szkoda, że nie będzie wszystkich. Zwłaszcza, naszych rywali. Dopiero by ich zatkało. Na szczęście będzie tam wymarzona osoba. Ta, na której nam najbardziej zależy. Im bliżej drzwi, tym ostrzej widzimy, co będzie dalej. Kolacja przy świecach. Albo nawet bez kolacji. Od razu do rzeczy. Potem coś zjemy.
Wreszcie stajemy przed drzwiami. Teraz już tylko wystarczy zapukać. Ale dłoń zatrzymuje się w powietrzu. Żeby choć o chwilę przedłużyć moment radosnego wyczekiwania. Umiejętność przedłużanie radosnego wyczekiwania to przywilej prawdziwych mistrzów.
Napięcie bywa też czasem tak wielkie, że refleks może pojawić się przedwcześnie. Przemilczmy jednak te kompromitujące przypadki.
Radosne wyczekiwanie stanowi niezawodną treść emocjonalną relacji międzyludzkich.
Moja Dobra Znajoma, która od kilkunastu lat mieszka na stałe w Szwajcarii, podróżowała ostatnio służbowo pociągiem do Szczecina. Trochę się zdziwiła, że bezpośredni pociąg pospieszny z Warszawy do Szczecina jedzie 8 godzin 38 minut. Cóż jednak robić, skoro musiała tam być wczesnym rankiem? Pocieszałem ją popularnym warszawskim powiedzeniem z czasów wczesnej młodości: „ nie miałeś baby w Szczecinie, nie wiesz co to miłość”. Powiedzenie zachowało w zasadzie aktualność mimo, że wtedy nie było Intercity. Po powrocie do Warszawy Znajoma oświadczyła, że podróż do Szczecina spędziła w fantastycznym towarzystwie współpasażerki Pani Kasi. Pani Kasia była dojrzałą, ekstrawertyczną blondyną o dość obfitych kształtach, które eksponowała z prawdziwą dumą i nieodpartym wdziękiem. Przez całą drogę opowiadała fascynujące historie ze swego bogatego życia rodzinnego i towarzyskiego. Do Szczecina jechała na spotkanie z trzecim mężem, marynarzem, po czteromiesięcznej rozłące. Była w mężu zakochana miłością tak szczerą i namiętną, że z początku wprawiła Moją Znajomą w zakłopotanie. Lody topniały jednak bez śladu, w miarę jak Pani Kasia z prostoduszną, dziecinną otwartością relacjonowała najbardziej intymne epizody ze swego szczęśliwego pożycia małżeńskiego.
Szczerość radosnego oczekiwania to także niezawodne emocjonalne źródło skutecznego marketingu relacji. Bohaterka reklamy tic-taca już od ponad czterdziestu lat powoli zbliża do ust wymarzoną pastylkę. Zamiast pożreć ją łapczywie, zatrzymuje na chwilę na wysokości warg. Zanim delikatnie wsunie ją do ust , na jej twarzy odmaluje się radość z powodu rozpoznania oczekiwanego, ulubionego smaku - ‘mental recognition of the taste’. Jak często zdarza nam się doznawać podobnie radosnego napięcia?
Kto nie zna takich emocji temu trzeba współczuć. Nawet urodzeni pesymiści potrafią przeżywać autentyczną radość oczekiwania , że się nie uda. A kto nie potrafi tej radości wywoływać, niech się nie bierze za reklamę. Albo niech uczy się od Pani Kasi, która pod koniec podróży, tuż przed stacją Szczecin Dąbie, wyznała Mojej Znajome: Tak się cieszę na to spotkanie, że nawet majtek nie założyłam.
Czyż nie tak właśnie się czujemy wyruszając na zakup nowej, wymarzonej kosiarki samobieżnej?
Leszek Stafiej - Brief - Gwoździem w mózg