Do historii wchodzą ci, co krzyczą głośno. I wyraźnie Ci wchodzą frontowymi drzwiami.
Niektórzy wślizgują się chyłkiem, wejściem kuchennym. Inni próbują bez biletu, na słonia. Są tacy, co się wpraszają. Wpuszczają ich z łaski. Szczury przedostają się do historii przez otwory kanalizacyjne. Można zostać do historii brutalnie wepchniętym albo z niej wypchniętym. Albo są tacy, co najpierw bardzo chcą, a potem żałują, że się dostali. Bywa, że ktoś wpadnie na chwilę i zaraz wychodzi, rzadziej z własnej woli, raczej wyproszony. Na przykład, ubrał się niestosownie lub zepsuł powietrze. Spóźnieni wskakują w biegu, w ostatniej chwili. Jedni nie krzyczą, drudzy krzyczą za słabo czy niewyraźnie i zostają przeoczeni. Chociaż bardzo chcą. I nawet im się należy. Wtedy się skarżą. Jak dzieci.
W kilkuminutowym spocie Unii Europejskiej upamiętniającym upadek komunizmu w Europie nie wspomniano o NSZZ Solidarność, Janie Pawle II ani o Lechu Wałęsie. Z perspektywy komisarz unijnej Margaret Wallstroem, która zatwierdziła film do emisji na oficjalnym portalu UE Polska zasługiwała jedynie na dwie migawki: wykopiowanie fragmentu wystąpienia Generała Jaruzelskiego w TVP ogłaszającego wprowadzenie stanu wojennego 13 grudnia 1981 i jakaś inscenizowana demonstracja z transparentem Gazeta Polska w tle.
Można zarzucać pani komisarz Wallstroem ignorancję. Ale może twórcom spotu trzeba zazdrościć przywileju późnego urodzenia? Przecież 28 lat to więcej niż pokolenie. W roku 1981 mogli być jeszcze dziećmi. Mogą nie pamiętać , nie wiedzieć. A ten, kto wiedział, nie powiedział, bo nie wiedział jak, czyli nie umiał, bo, powiedzmy, nie włada językiem obcym - jak niejeden nasz euro poseł. Więc ma trudniej niż ci, którzy władają. Tak czy owak, ktoś tam z naszych w Brukseli nie zadbał o naszą historię. A kto nie dba o swoją historię, kto jej nie upowszechnia, nie szanuje, ten ją traci. I dobrze mu tak.
Cóż się dziwić cudzoziemcom, skoro nawet dla Polaków młodszego pokolenia spór o miejsce obchodów rocznicy obalenia komunizmu jest mało zrozumiały. Gdyby większość Polaków emocjonowała się własną historią, spór taki mógłby być pouczającą powtórką z pożałowania godnych kart historii polskiego pieniactwa i warcholstwa. Ale się nie emocjonują. Jak tu się emocjonować, kiedy legendarnemu przywódcy największego antykomunistycznego związku zawodowego NSZZ Solidarność, najsławniejszemu na świecie Polakowi po Janie Pawle II, laureatowi pokojowej Nagrody Nobla, byłemu polskiemu prezydentowi zarzuca się współpracę agenturalną z komunistyczną służbą bezpieczeństwa. A on się obraża i na znak protestu przyłącza się do jakiejś irlandzkiej hybrydy finansowanej ponoć przez CIA i bojkotującej Unię Europejską.
Cóż więc dziwnego, że zdezorientowani Polacy uznali w tej sytuacji pełne półki w sklepach za największy sukces przemiany ustrojowej?
Możemy sobie pogratulować. To niewątpliwy sukces marketingu komercyjnego. I totalna klęska marketingu historycznego.
Historia nie jest sprawiedliwa. Jest jak leniwie wylegująca się na tapczanie rokoko-kokota w otoczeniu ulubionych kotów i bibelotów. Wpuszcza gości do buduaru pod wpływem kapryśnych nastrojów. Kto u niej antyszambruje, ten musi umieć zabiegać o łaskawość w języku obcym i to tak, by nie wstydzić się potem przed własnymi dziećmi. A kiedy już łaskawie wpuści, należy poruszać się ostrożnie, mądrze, z gracją i dyplomacją, by nie wypłoszyć kotów i nie potłuc bibelotów.
Takich więc sobie tym razem spróbujmy wybrać posłów do europejskiego parlamentu.
Leszek Stafiej - Brief - Gwoździem w mózg