Firma prosperowała doskonale. Chociaż powstała zaledwie przed trzema laty,  w tym roku podwoiła obroty. Zwiększono zatrudnienie. Rosnąca liczba nowych projektów  wymagała coraz sprawniejszej koordynacji. Wykorzystano już  wszystkie dostępne udoskonalenia  zarządzania komunikacją i produkcją.  W końcu zapadła decyzja o zatrudnieniu zawodowego koordynatora.  Zamieszczono ogłoszenie rekrutacyjne. Zgłosiło się wielu, nie nadawał się nikt. Zatrudniono head-huntera. Przedstawił kilku kandydatow. Nie było łatwo znaleźć koordynatora z doświadczeniem,  wiedzą,  umiejętnościami i autorytetem wystarczającym do kierowania wieloma zespołami młodych, pełnych entuzjazmu, ambitnych  pracowników o zapędach twórczych w dynamicznie rozwijającej się branży.  Rozmowy kwalifikacyjne trwały blisko  trzy miesiące. Wreszcie BINGO! Jest doskonała kandydatka:  Renata była dojrzała, zrównoważona, o miłej powierzchowności, z idealnym profilem zawodowym, energiczna i stanowcza, a jednocześnie pogodna, budząca szacunek i zaufanie. Bez wahania podpisano kontrakt menedżerski na cały rok z możliwością przedłużenia.  Szybko zaaklimatyzowała się w firmie.  Wzięła sprawy w swoje ręce, zdobyła uznanie zespołu i już po tygodniu pojawiły się konkretne wyniki jej działalności.


Wtedy do szefa przyszła Alicja. Rozpłakała się i powiedziała, że Renata jest kochanką jej męża.

 

  •  Jak to ”kochanką”? Od kiedy?
  •  Od dawna. Ale dotychczas znałam ją tylko z rozmów telefonicznych.  Teraz przyszła tutaj. Specjalnie, żeby mnie pognębić.   

 

Alicja była managerem jednego z produktów. Pracowała w firmie prawie od początku. Nie należała do orłów.  Nie miała zbyt wysokich kwalifikacji. Przyuczyła się do zawodu.  Szczerze mówiąc, można było z powodzeniem zastapić  ją kimś znacznie sprawniejszym i lepiej wykształconym. Ale zespół ją lubił. I kilku ważnych klientów.  

 

Powszechnie wiadomo, jak należy zachować sie pod Monte Casino. Nasza tradycja i kultura narodowa  roi  się  od romantycznych sytuacji i bohaterów, z którymi chętnie się utożsamiamy.  Jednak ostatnio większość czasu spędzamy za biurkiem lub na kanapie. Okazji, by sprawdzić w praktyce deklarowaną gotowość  czynów szlachetnych jest więc niewiele.   Tymczasem życie codzienne  wciąż zaskakuje  nas dylematami, których  rozstrzygnięcia nie zostały zapisane ani w dekalogu ani w zawodowych czy korporacyjnych kodeksach etycznych. W porównaniu z wyzwaniami romantyków są to dylematy błahe. Mimo to stajemy wobec nich bezradni jak dzieci. Nie wiemy, jak się zachować, jak ważyć racje, żeby nikogo nie skrzywdzić. Coraz trudniej polegać na własnym sumieniu. Brakuje nam współczesnych wzorców, postaw  godnych naśladowania.  Próbujemy postąpić i moralnie i słusznie. Co w praktyce nie zawsze jest możliwe.  Zdezorientowani, zagubieni, osaczeni , szukając rozgrzeszenia w potocznych porzekadłach  typu „na biednego nie trafiło”, czy „zbójeckie prawo biznesu”  decydujemy się często na rozwiązania niejdnoznaczne moralnie, które, jeśli nie  spędzają nam snu z powiek, to  przynajmniej zakłócają kontemplację porannego odbicia w lustrze.

 

Co zrobić z Renatą i Alicją?  Konflikt między nimi to sprawa osobista. Nie wolno się w nią angażować.  Ale ten konflikt rzutuje na relacje w zespole.  Wpływa na wydajność firmy. Zwolnić  Alicję?  Czy jej  odejście będzie dla firmy mniej bolesne?  Czy może raczej  zwolnić Renatę? Ale przecież  właśnie wyprowadza firmę z kryzysu?  Może więc zwolnić obie? I mieć święty spokój.  Tylko jak wytłumaczyć zespołowi którąkolwiek z tych decyzji?  Nie wiem.


Skoro moralność jest tylko jedna, to czy decyzja słuszna musi być zawsze decyzją moralną? I vice versa? Też nie wiem. Wiem, że odwaga polega zarówno na tym, żeby mówić, jak  i na tym, żeby siedzieć cicho i słuchać.  Wystarczy wiedzieć, kiedy mówić a kiedy słuchać. Ba!


Leszek Stafiej

Brief, Gwoździem w mózg, styczeń 2011



Leszek Stafiej - Brief - Gwoździem w mózg