Mieszkam po tak zwanej azjatyckiej stronie Wisły, przez którą przeprawa samochodem w godzinach szczytu od dawna wygląda tak, jakby już trwało EURO 2012. Pewnego dnia postanowiłem więc odpocząć od tych emocji i pojechać do centrum SKM, Szybką Koleją Miejską. W tym celu udałem się pieszo na pobliski, dworzec kolejowy. Po drodze minął mnie swoim autem Pan Andrzej, właściciel warsztatu samochodowego.
- Na piechotę? Coś z autkiem nie tak? - Nie, nie. Wszystko w porządku – tłumaczyłem się, zmieszany. - Chciałem się pociągiem przejechać.
Podobają mi się te nasze nowoczesne pociągi pod rozczulającą nazwą „elf”. Jasne, przestronne, lekkie, szybkie, wygodne i ciche. Lektor zapowiada przystanki. W takim pociągu sam czuję się nowoczesny. Mój elf przybył o czasie.
Wiedziałem, że bilet można nabyć w pierwszym wagonie u konduktora lub w automacie. Kolej bowiem szczyci się tym, że zaspokaja podstawowe prawo pasażera do nabycia biletu. Tym razem nie posiadałem drobnych, które mógłbym użyć w automacie, ruszyłem więc na poszukiwanie konduktora. Nie było go w pierwszym wagonie.
– Kierownik na składzie – oświadczyła służbiście pani w mundurze. - A ja jestem po służbie. Służba nie drużba. Kierownik nie zając. Jadę, to mogę zaczekać. Konduktor przyszedł po chwili. Lektor zapowiedział kolejny przystanek, konduktor krzyknął „ Gotowe!” i pociąg ruszył. Kiedy zwróciłem się z prośbą o sprzedaż biletu konduktor uśmiechnął się rozbrajająco.
- Nie mam biletów, proszę pana. - Jak to? Skończyły się? - Nie. Nie będziemy już sprzedawać. - Dlaczego? - Skarbówka nie pozwala. - Przecież kolej zaspokaja podstawowe prawo pasażera do nabycia biletu. - Jest automat. - Ale ja nie mam drobnych. - To trzeba mieć. - A gdzie to jest napisane? - O tutaj gdzieś jest – wskazał na regulamin przyklejony na ścianie wagonu. - A pan nie może mi rozmienić? - Panie, ja bym musiał tutaj z worem pełnym drobniaków jeździć. - Nie sprzedaje pan biletów, to co innego ma pan do roboty?
Wcale się nie obraził.
- Niech pan spróbuje rozmienić u kogoś z podróżnych.
Podziękowałem za cenną radę i zwróciłem się do młodego mężczyzny o sympatycznym wyglądzie, który z uśmiechem przysłuchiwał się naszej rozmowie. Nie miał drobnych ale potrzebowałem tylko 2.60 zł na bilet czasowy, więc mi pożyczył. - Odda pan komuś potrzebującemu.
Przyznam, że zawsze podchodzę do automatów z pewnym podnieceniem. Trochę jak do nieznajomej kobiety. Wszystkie wyglądają podobnie ale nigdy nie wiadomo, co jest w środku. Wrzuciłem złotówkę. Wypluł. Wrzuciłem ponownie. Znowu wypluł. Pasażerowie uśmiechali się. Konduktor też. - Niech pan przerysuje - poradził.
- Jak to? - Pan da - wziął ode mnie monetę, przeciągnął nią po blaszanej nakładce wokół otworu i dopiero wtedy wrzucił. Automat połknął. - Widzi pan - powiedział z dumą. - Automat!
Samodzielnie przerysowałem drugą złotówkę - połknął. 50 groszy też przyjął. Zaczynało mi się to nawet podobać. Ale przy dziesięciu groszach znowu się zaciął. Raz, drugi, trzeci – i nic.
Spojrzałem bezradnie na konduktora. - Reszką pan rysuje czy orzełkiem? - No, nie wiem. Chyba reszką. - Niech pan przerysuje orzełkiem.
Przerysowałem orzełkiem. Połknął. I wydał bilet. - Przystanek Warszawa ZOO - wyjaśnił lektor.