Drukuj
Odsłony: 2704

Jakiś czas temu odwiedzałem znajomych w Colorado Springs. Był koniec lata. Z nieba lał się duszny żar. Pamiętam głębokie rozczarowanie, jakiego doznałem na widok centrum miasta: nijakie, nudne, prowincjonalne miasteczko. Niska, byle jaka, tekturowa przemysłowo-handlowa zabudowa. Nie było na czym oka zatrzymać. Oprócz szyldów. Ulice proste, skrzyżowane też pod kątem prostym. Pusto. Nie ma żywej duszy. Niewiele samochodów.

W sobotę gospodarze, którzy mieszkali w domku na przedmieściu, zabrali mnie na zakupy. Minęliśmy podmiejską dzielnicę schludnych, podobnych do siebie domków jednorodzinnych i wyjechaliśmy za miasto. Po kilku kilometrach zatrzymaliśmy się przy rozległym, zastawionym samochodami parkingu. Z trudem znaleźliśmy wolne miejsce. Weszliśmy do jednej ze szklanych budek rozstawionych w regularnych odstępach na terenie parkingu. W środku była winda. Zwiozła nas kilka kondygnacji w dół i otworzyła się na rozświetlony, kolorowy, gwarny, pełen ludzi, muzyki i śpiewu ptaków oraz odurzających zapachów czarodziejski ogród. Kiedy ochłonąłem z zachwytu znajomi wyjaśnili mi, że znajdujemy się w galerii handlowej.

Dzisiaj galerie handlowe są już w każdym średniej wielkości polskim mieście od morza do Tatr (chociaż o podziemnej jeszcze nie słyszałem). I nikt się nimi nie rozczula. Niechby sobie były, gdyby nie to, że ludzie masowo porzucają dla nich ulice, parki i rynki swoich miast. Nawet kościół zastanawia się, czy nie otwierać w galeriach kaplic.

Tymczasem miasto to jest pomysł dla ludzi, dla obywateli, a nie dla konsumentów. Miasto, zwłaszcza metropolia, to niezwykle złożony, demokratycznie zarządzany organizm wspólnotowy. Miasta kształtowały się i wzrastały historycznie, zaspokajając coraz bardziej złożone potrzeby swoich mieszkańców. To metropolie rządzą światem, jak twierdzi Profesor Grzegorz Gorzelak. W 600 największych miastach świata wytwarza się 60 % światowego PKB i coraz więcej ludzi pragnie mieć w tym swój udział. Co roku przeprowadza się do miast ok. 65 mln mieszkańców wsi (180 tys. dziennie). Za 10 lat zamieszka w n ich blisko 2 mld ludzi. W miastach dostają pracę i mieszkania. Prowadzą miejski styl życia korzystając z dobrodziejstw przestrzeni publicznej i tkanki miejskiej zorganizowanych tak, by jak najpełniej zaspokajały oczekiwania wspólnoty w zakresie bezpieczeństwa, ochrony zdrowia, edukacji, kultury, rozrywki, rekreacji, usług i tożsamości.

Dlatego nie można patrzeć z złożonymi rękami, jak deptaki i place polskich miasteczek i miast wyludniają się na rzecz klimatyzowanych przybytków rozpasanego konsumpcjonizmu. Trzeba bardziej stanowczo przeciwdziałać społecznemu wyjaławianiu przestrzeni miejskiej. W tej kwestii nie ma co zdawać się na urzędników, bo oni i tak mają dużo pracy papierkowej. Poza tym, w znacznej swej większości z natury lękliwi i ostrożni, chowają się za murem procedur. Niewielu wśród nich wizjonerów. Znacznie więcej megalomanów. To z ich inicjatywy, jak słusznie zauważa w GW Robert Siewiorek (9-10.02.2013, Przepędźmy z miast białe słonie,), powstają w miastach i monstrualne hangary eufemistycznie zwane galeriami oraz wielkie, kosztowne i przeważnie puste stadiony sportowe. Urzędnicy pozwalają panoszyć się zachłannym deweloperom lekceważącym estetykę, funkcjonalność i ład miejskiej przestrzeni. Urzędnicy tworzą także sztuczne i doraźne strategie promocji, które zamiast wspierać budowaną przez lata kulturę miast, owocują wymyślnymi kampaniami reklamowymi. Szkoda na to kasy a zwłaszcza szkoda czasu.

Warto natomiast zachęcać polskie miasta do przestrzegania zasad zrównoważonego rozwoju, który dba o właściwą proporcję między dynamiką zmiany na lepsze a pielęgnacją stałych zasobów. Warto namawiać do projektów powstających ze wspólnej inicjatywy przedsiębiorców, twórców, naukowców i społeczników. Bo prawdziwy i trwały etos odrębnej miejskiej tożsamości krystalizuje się w dialogu społecznym i współdziałaniu, a także w coraz lepiej rozumianej demokracji deliberatywnej hołdującej zasadzie „first talk then vote”.

Nie wymyśliliśmy niczego lepszego od miasta. I ani galeria handlowa ani zglobalizowana Sieć, dla której nie jest ważne skąd jestem, nie zastąpią prawdziwego ducha mojego miasta. Bo jeśli jestem z miasta, to jego tożsamość wspiera moją tożsamość. I oby jak najdłużej.

Leszek Stafiej - Brief - Gwoździem w mózg