Jeździłem po kraju i podziwiałem owoce pracy ministra Jerzego Wiatra  w zakresie propagowania wśród ludności informacji na temat Unii Europejskiej.  Plakaciki – a raczej ich nędzne resztki  – znaczą ściany pomieszczeń publicznych, w których  ludność bywa. Na dworcach kolejowych, autobusowych, w urzędach pocztowych. Tam, gdzie oczekując na swoja kolej wzrok ludności nudzi się do tego stopnia, że ma szansę zatrzymać się na niebieskim strzępku papieru i zająć się słowem pisanym. Ale nie zatrzyma się, bo przeważnie już nie ma na czym. Być może przewidziany jest rzut drugi, druga edycja tych niezwykle interesujących plakatów, które są ponoć dziełem wybitnego polskiego plakacisty?
Na mojej rodzinnej, zdewastowanej  stacyjce w Małopolsce na plakacik  UE nalepiono kartkę A-4,  na której widnieje ręcznym pismem sporządzony rozkład jazdy PKP. Dwa pociągi rano, dwa po  po południu. W niedzielę i święta po jednym. Mam takie stare zdjęcie, gdzie mój Dziad, zawiadowca stacji, stoi na czele  dziesięcioosobowej załogi, wszyscy  w galowych mundurach,  na peronie pierwszym; w tle imponujący budynek stacji przystrojony świerkowymi girlandami. Pytam Ciotkę, co to była za okazja, a Ona mi mówi, ze : Jakisi król jechał.   Wszystko wskazuje na to, że chodzi o powrót Franciszka Józefa z oficjalnej wizyty Rosji. Kolejarze, urzędnicy państwowi pod zaborem austriackim, pozdrawiali  więc z szacunkiem swojego cesarza. Nie wykluczone, że niejeden Polak pod zaborami bardziej był Europejczykiem niż dzisiaj, nawet jeśli o tym nie wiedział.
To wstyd, że kampania informacyjna na temat Unii Europejskiej wygląda u nas tak nędznie i nieporadnie. To wstyd, że nie poproszono o konsultacje przedstawicieli środowiska reklamowego przy jej przygotowaniu. Wstyd, że środowisko reklamowe samo się o to nie doprosiło. W końcu kto lepiej niż przedstawiciele działów marketingu i agencji reklamowych wie, jak wycisnąć maksimum korzyści komunikacyjnych ze skromnego budżetu 3 mln PLN. Oddanie tak cennej wiedzy – choćby i za darmo - na użytek społeczny to obowiązek co najmniej patriotyczny. Można by przy okazji udowodnić społeczeństwu, które na co dzień nie ma o nas najlepszego mniemania, że potrafimy być użyteczni nie tylko w kwestii zachęcania do sprzedaży telefonii komórkowych, batoników i butów, ale także w przekonywaniu do idei o znacznie większym znaczeniu cywilizacyjnym.
Jeden z przedstawicieli środowiska reklamowego zapytany dlaczego polskie instytucje unijne nie zwróciły się do środowiska z propozycją współpracy odparł, że należy o to zapytać instytucje unijne.  Sądzę, że ów kolega – choć chyba nie to miał na myśli - miał rację o tyle, że warto  zapytać, żeby dowiedzieć się o sobie i o nich czegoś, czego jeszcze nie wiemy. W ramach badania zachowań konsumenckich waryo sprawdzic, dlaczego instytucje rządowe nie korzystają z naszej wiedzy. Trochę tak, jakbyśmy badali ,  dlaczego konsument nie kupuje produkowanych przez nas butów. Może woli chodzić boso. Może nie zna zalet chodzenia w butach. Może ich nie docenia. W tym przypadku  produktem jest wiedza środowiska na temat komunikacji społecznej, umiejętność profesjonalnego przygotowania strategii komunikacji oraz zastosowania odpowiednich mechanizmów marketing owych do propagowania informacji na temat UE, wraz z optymalizacją środków budżetowych. Niezależnie od odpowiedzi na tak zadane pytanie warto zastanowić się spekulatywnie – jak mamy to w zwyczaju - dlaczego taka propozycja nie zaistniała, dlaczego współpraca nie doszła do skutku lub być może doszła, lecz w formie na tyle wybiórczej, że środowisko nawet o tym nie wie. Może pan minister Wiatr – a także pani ministre Hubner nie wiedzą, jak ogromny jest potencjał polskiego środowiska reklamowego?  A może nie wiedzieli, do kogo się zwrócić: czy do SAR-u, do IAA, czy tez  do Stowarzyszenia Marketingu Bezpośredniego? Może wiedzieli, ale wstydzili się skromnego  budżetu? A może środowisko tym budżetem wzgardziło?  Może środowisko widzi większe i ważniejsze problemy społeczne, którym chętnie odda cały potencjał swego publicznego zaangażowania, na przykład spadek konsumpcji mleka wśród młodzieży? W końcu można bronić poglądu, że nie wypada pchać się  do Unii, jeśli nie pije się mleka.
Tak czy owak, to wstyd, że nie ma nas przy  kampanii informacyjnej na temat UE. Wstyd będzie jeszcze większy, jeśli nie będzie nas nadal. A największy, jeśli do Unii nie wejdziemy w wyniku referendum – a powodów parę mogło by się znaleźć. Zdarzyło się to już kilku krajom, chociaż one miały z tej przynależności znacznie  mniej do stracenia niż my do zyskania. Żeby zatem wstydowi położyć kres i wznieść się ponad podziały, proponuję powołać wśród przedstawicieli środowiska marketingowego i reklamowego Towarzystwo Przyjaciół Unii Europejskiej. I wcale nie muszę być jego prezesem, chociaż się do tego nadaję nie gorzej niż  Paweł Kastory, którego kandydaturę  niniejszym zgłaszam.

Leszek Stafiej - Brief - Gwoździem w mózg