Drukuj
Odsłony: 2008

Felieton - o programie "oblicza Mediów" dotyczącym reklamy społecznej prowadzonym przez Piotra Kraśko W swoim autorskim programie pod tytułem „Oblicza mediów” redaktor Piotr Kraśko z pierwszego programu telewizji publicznej omawiał niedawno problem tzw. reklamy społecznej. Śledzę cykl „Oblicza mediów” z ciekawością, zarówno z obowiązku zawodowego, jak i dlatego, że widuję w nim często dobrych znajomych. Kiedyś nawet sam byłem gościem redaktora Kraśko. Tym razem ciekaw byłem, kogo też redaktor Kraśko zaprosi do dyskusji, bo temat reklamy społecznej jest mi dość bliski.

Zapewne w telewizji publicznej nie każdemu autorowi wolno zapraszać do swojego programu autorskiego kogo zechce. Ale Pan Piotr Kraśko ma w tej kwestii bardziej wolną rękę niż inni. Zdziwiłem się więc bardzo widząc, że gośćmi zaproszonymi do programu są Katarzyna Nazarewicz i Kuba Strzyczkowski. Redaktor Strzyczkowski codziennie w południe prowadzi w radiowej Trójce program z udziałem słuchaczy „Za a nawet przeciw”. O Pani Nazarewicz wiem tylko tyle, że była kiedyś naczelną „Expressu wieczornego”, a potem związała się z prasa kobiecą. Ale jako żywo nie sądziłem, że właśnie Strzyczkowski i Nazarewicz będą mieli coś szczególnego do powiedzenia na temat reklamy społecznej. I nie myliłem się. Nie mieli.

Co nie znaczy, że nic nie mówili. Wręcz przeciwnie: oboje mówili bardzo dużo z godną pozazdroszczenia swadą i przekonaniem. I do tego we wszystkim zgadzali się ze sobą. Jedno przez drugie powtarzali najbardziej obiegowe, powierzchowne, błędne i prymitywne opinie na temat kampanii zaangażowania społecznego. A kiedy nieco zakłopotany redaktor Kraśko próbował z nimi nieśmiało polemizować, nawet go nie słuchali. Pletli bzdury z takim zapałem, że aż serce w piersi zamierało.

O czym to świadczy?

Przede wszystkim o tym, że redaktor Kraśko zawiódł. Nie wywiązał się z obietnicy wobec tych niewielu sympatyków telewizji publicznej, którzy, tak jak ja, liczyli na program publicystyczny. Nie wypada, Panie Piotrze, narażać swoich wielbicieli — zwłaszcza wielbicielek — na spotkania z ignorantami i dyletantami, nawet tak narcystycznie uroczymi jak Kuba Strzyczkowski i tak rozbrajająco banalnymi jak Katarzyna Nazarewicz. Jak wiadomo, kiepscy dziennikarze im mniej wiedzą, tym więcej powiedzą. Jestem przeciw temu, by ktokolwiek, a zwłaszcza Piotr Kraśko, nadużywał telewizję publiczną do propagowania poglądów niesłusznych i swą powierzchownością społecznie szkodliwych. Chce Pan Kraśko zapraszać wyrazicieli powszechnej opinii — proszę bardzo! Ale niech rozmawiają z kimś, kto szerokiej publiczności wyjaśni, dlaczego nie należy uważać, że zamiast wydawać pieniądze na kampanię społeczną, lepiej zasilić finansowo szpital. Z kimś, kto wytłumaczy Pani Nazarewicz, że jeśli się umie, to w ciągu 30 sekund spotu telewizyjnego lub w ciągu 6 sekund przeznaczonych na obcowanie z billboardem można przekazać ludziom więcej pożytecznych i prawdziwych treści niż podczas 30-minutowego programu z jej udziałem. Nade wszystko należy ubolewać, że żaden z przedstawicieli środowiska reklamowego, którym, podobnie jak mnie, zagadnienia reklamy społecznej nie są obce, nie zdołał zapisać się w świadomości redaktora Kraśki na tyle, by zechciał on skonfrontować ich poglądy na reklamę społeczną z poglądami dwojga swoich elokwentnych kolegów.

Dziś reklama społeczna, a jutro Nazarewicz i Skrzyczkowski będą nas przekonywać na wizji publicznej do swoich poglądów na temat reklamy w ogóle, a może nawet medycyny. Wolelibyśmy, by Pani Nazarewicz na tematy, na których się nie zna, wymądrzała się w pismach, które sama redaguje. Jestem za tym, by redaktor Strzyczkowski trzymał się nadal radia, bo tam przynajmniej nie widać, jakie czasem plecie dyrdymały. I za tym, by redaktor Kraśko dobierał z większą intelektualną starannością gości, których zaprasza do mojego telewizora publicznego (mówiąc o gościach, wcale nie siebie samego mam na myśli; chociaż właściwie, czemu nie?). Pewnie nie zajmowałbym się tym tematem na łamach „Briefu”, gdyby nie fakt, że poczta elektroniczna, którą wysłałem pod adresem internetowym podanym w napisach końcowych programu, wróciła do mnie z adnotacją, że nie ma takiego adresata. Nie dostałem też odpowiedzi na list do działu łączności z widzami TVP. Teraz liczę na to, że ktoś powtórzy Piotrowi Kraśko, że źle o nim napisali w „Briefie”. Może zacznie czytać „Brief”?



Leszek Stafiej - Brief - Gwoździem w mózg