Jak co roku, w grudniu, trwają poszukiwania prawdziwego Świętego Mikołaja. Szukamy go wśród tysięcy kiczowatych gnomów i krasnali, którymi – jak robactwem - zaroiły się ulice i supermarkety miast i wsi. Niektórzy próbują dopatrywać się go nawet wśród wydekoltowanych mikołajek w kusych spódniczkach. Na próżno: pod czerwonymi czapami ukrywa się zazwyczaj albo jakiś niedożywiony student, albo sąsiad, wujek albo tata. Może tam być także Rudi Szubert. Nie zdziwiłbym się wcale, gdyby mikołajowe przebranie pojawiło się za stołem Wysokiej Sejmowej Komisji do spraw Orlenu. Któremu posłowi byłoby najbardziej do twarzy w czerwonej czapie? Rożański czy Celiński? Może jednak Giertych? Albo Gruszka? Chociaż rożnorodność europejskiej tradycji mikołajkowej zachęca do śielszych poszukiwań. Na przykład u Czechów i Słowaków pojawia się niejaki Mikulas: spływa po złotej nitce rozciągniętej między niebem i ziemią ( Miodowicz? Maciarewicz?). Towarzyszą mu anioł i czart. (A może to jednak ktoś zza stołu dla świadków?) Do Włochów na Trzech Króli przychodzi La Befana – wiedźmowata wróżka. Grzecznym roznosi prezenty, a niegrzeczne straszy, sypiąc im do pończoch popiół. Grzeczni Hiszpanie dostają prezenty od Trzech Magów - Los Reyes Magos, którym wystawia się trzy kieliszki sherry a marchewkę dla wielbłądów. W Niemczech chodzi Frau Berta, która ma ogromne stopy i żelazny nos. Duńczyków odwiedza Świety Julemanden w towarzystwie elfów. Elfom zostawia się wieczorem mleko i pudding, które rano znikają. W ostatnią sobotę listopada przybywa statkiem Holenderski Sinterklass i paraduje przez miasto na białym koniu: odwiedza pałac królewski, gdzie książę i księżniczka muszą się przyznać czy byli grzeczni. Szukanie ewentualnych prezentów odbywa się tydzień później. Zupełnie nie święty Died Moroz w towarzystwie Snieguroczki przynosi prezenty grzecznym Rosjanom w noc noworoczną. Anglosaski Santa Claus przynosi prezenty w wigilię Bożego Narodzenia. Dzieci – podobnie jak u nas - piszą do niego listy. Potem wrzucają je do kominka, żeby z dymem poleciały do nieba. (W jednej z naszych rozgłośni Święty Mikołaj mówił, że najbardziej lubi listy, w których dzieci proszą o pokój na całym świecie, ale takich listów ma bardzo mało.) Francuzi dostają prezenty od Dame Abonde w noc sylwestrową, albo od Pere Noel z przyjacielem-doradcą ds. zachowania dzieci - Pre Fouettard. Najlepiej mają chyba Szwedzi: 13 grudnia w każdej szwedzkiej rodzinie jedna z kobiet wciela się w postać św. Łucji z Syrakuz na Sycylii i podaje wszystkim śniadanie do łóżka.
Mikołaj, któremu wszyscy zawdzięczamy tyle radości, urodził się ok. 270 roku w mieście Patara w Licji, Azja Mniejsza. Jako jedyne dziecko zamożnych rodziców już od wczesnej młodości wyróżniał się wrażliwością na niedolę bliźnich, zadając kłam powszechnemu przekonaniu o egoizmie jedynaków. Swoim majątkiem chętnie dzielił się z potrzebującymi. Między innymi podrzucał skrycie pieniądze trzem córkom zubożałego szlachcica, które z powodu biedy musiały uprawiać prostytucję, i w ten sposób umożliwił im porzucenie zdrożnego zajęcia i zamążpójście. Wieść o tym i innych jego szlachetnych uczynkach rozeszła się po świecie i wkrótce Mikołaj został biskupem Miry (obecnie Demre), a po śmierci – 6 grudnia ok. 345 - 352 r – świętym. Odtąd Święty Mikołaj jest patronem panien na wydaniu, uczniów i więźniów oraz wielu profesji: więźniów, piratów i złodziei, piwowarów, marynarzy, rybaków, piekarzy, producentów perfum, flisaków, adwokatów i notariuszy, uczonych, a także kupców i lichwiarzy, skąd już tylko krok do reklamiarzy. W 1087 roku włoscy kupcy i piraci, chroniąc relikwie swego patrona przed muzułmanami, wykradli je z Miry i wywieźli do Bari we Włoszech, gdzie Mikołaj stał się patronem miasta. Odtąd co roku 9 maja i 6 grudnia urządza się w Bari dwie uroczystości ku czci św. Mikołaja: na pamiątkę sprowadzenia z Miry jego relikwii i w dzień jego zgonu. Współczesny, krasnalowaty wizerunek świętego zawdzięczamy Clementowi A. Moore, który w roku 1823 w opowieści pt. "Wizyta Świętego Mikołaja", opisał go jako dobrodusznego, grubego dziadka, podróżującego saniami zaprzęgniętymi w osiem reniferów. Kilkadziesiąt lat późnej na podstawie książki Moore'a namalował go Amerykanin Thomas Nast i tak już został. Teraz Święty Mikołaj jest Finem.
Ale choć jedni szukają Świętego za kołem podbiegunowym, inni w skarpecie lub pod poduszką, a jeszcze inni ubolewają nad sekularyzacją symboli religijnych lub oburzają się, twierdząc, że karykaturyzowanie wizerunku Świętego do celów marketingowych to nadużycie i profanacja, miejmy nadzieję, że te zakrojone na szeroką skalę poszukiwania i tym razem, jak co roku, spełzną na niczym. Przecież każde dziecko wie, że prawdziwy Świętego Mikołaja jest jeden, ale niewidzialny.
Bo prawdziwy Święty Mikołaj mieszka w każdym dobrym sercu. Pomaga potrzebującym, biednym, głodnym i nieszczęśliwym. Zaprasza samotnych do stołu. Nie tylko podczas świąt Bożego Narodzenia.
I takiego prawdziwego Świętego Mikołaja Wszystkim Czytelnikom życzę.