Moja dobra Znajoma ma dom na skraju małej wioski na Mazurach. Spędza tam cieplejszą połowę roku.
Poznała miejscowych. Z niektórymi się zaprzyjaźniła. Wie, że mają ciężkie życie. Zwłaszcza ci z przeszłością pger-owską. W wielu rodzinach nie ma pracy już od dwóch pokoleń. Wiszą na opiece społecznej. Moja Znajoma pomaga im jak może. Mężczyznom zleca drobne prace wokół domu. Kobietom przywozi ubrania zebrane wśród koleżanek z Warszawy. Ale może pomóc mniej niż by chciała.
Dlatego ucieszyła się, przeczytawszy w lokalnym dzienniku o bezpłatnych kursach szycia dla bezrobotnych kobiet. Trzeba tylko kupić bilet na dojazdy. Wpadła na pomysł. Poprosiła męża, by przywiózł na wieś elektryczną maszynę do szycia. Nie używała jej od lat, odkąd dorosła córka wyprowadziła się z domu. Zaprosiła na herbatę sąsiadkę. Młodą wdowę z czwórką dzieci, której mąż utonął ubiegłej zimy, łowiąc ryby w dziurawym pontonie. Powiedziała jej o kursach. Zaproponowała, że podaruje maszynę i opłaci dojazdy na kursy. Młoda wdowa wysłuchała propozycji, po czym spojrzała Mojej Znajomej prosto w oczy i powiedziała: - A ja to pierdolę. Ja nie lubię szyć.
Jedna z zasad metodyki nauczania nakazuje pedagogom skupiać się na uczniach zdolnych, chętnych do nauki, robiących postępy. Mało zdolnym wystarczy zapewnić niezbędne minimum wiedzy i umiejętności. A leniwych można ignorować.
To surowa zasada. Nie wykluczone, że słuszna. Z pewnością wygodna.
Większość z nas woli przecież wspierać tych, którzy na to zasługują niż przekonywać tych , którym na wsparciu nie zależy.
Na szczęście, nie jest to zasada jedyna.
Na szczęście, jest jeszcze sztuka prezentacji i przekonywania, siła perswazji, zaraźliwość przykładu, nieodparta moc charyzmatycznego lidera, wreszcie dobre serce. Byle ich używać w słusznej sprawie.
Ontogenetyczny rozwój jednostki doprowadza ją zazwyczaj w końcu na poziom potrzeb wyższych na skali Abrahama Maslowa. Jedni zdobywają szczyt szybciej, inni wolniej, jeszcze inni nie docierają tam wcale. Ale warto pomagać wszystkim.
Warto pomagać tym, którzy chwytają wszystko w lot – bo oni się najszybciej społeczeństwu odwdzięczą. Odkryciem nowej planety, sposobem na ładowanie komórki czy laptopa energią wytworzoną w kolanie. ( To takie oczywiste! Że też sam na to nie wpadłem!). Albo norweskimi skarpetami przeciwśniegowymi na koła samochodu zamiast łańcuchów.
Warto pomagać tym, którzy wspinają się na szczyt wolniej. Bo po drodze muszą robić to, czego my robić nie chcemy lub nie umiemy. Tych jest zresztą najwięcej. To oni są solą ziemi.
Należy tez pomagać tym, którzy bez naszej pomocy nie mają szans, by na szczyt dotrzeć. Nie szkodzi, że większość z nich wcale nie będzie próbowała się odwdzięczyć. W czasach cynicznego prostactwa, kiedy wszystko jest na sprzedaż , kiedy reklama jakiegoś samochodu włazi w ubłoconych buciorach do skarbnicy najwyższych uniesień narodowych - trzeba chronić tych, którzy wbrew czasom i modom wciąż gotowi są bronić swojej – i naszej - godności.
Nie wiem, z czego żyje dziś młoda wdowa z Mazur. Może nadal z moich podatków. Nawet jeśli tak, to niech będzie. Wolę ją mieć na utrzymaniu niż na sumieniu.
Francis Fukuyama zapowiada koniec człowieka w konsekwencji rewolucji biotechnologicznej. Iskierkę nadziei na przetrwanie widzi w poczuciu ludzkiej godności. Może to właśnie dowodu na istnienie tej nadziei należy doszukiwać się w śmiałej mazurskiej deklaracji awersji do szycia.
Leszek Stafiej - Brief - Gwoździem w mózg