Dyktat szybkich i krótkich doznań sprawia, że nie ma czasu na refleksję ani, tym bardziej,  dokładność czy  weryfikację.

Jakiś czas temu odwiedzałem znajomych w Colorado Springs. Był koniec lata. Z nieba lał się duszny żar. Pamiętam głębokie rozczarowanie, jakiego doznałem na widok centrum miasta: nijakie, nudne, prowincjonalne miasteczko.

Pewien przedsiębiorca z  Colorado, ojciec dorastających nastolatków, zwrócił się do redakcji lokalnego dziennika z prośbą o ponowną publikację wypowiedzi, którą przeczytał przed laty jako nastolatek i która wywarła na nim niezapomniane wrażenie.

Miesięcznik nie sprzyja okolicznościom cyklicznym, które trwają nie więcej niż jeden dzień. Dlatego zawsze spóźniam się z okolicznościowym felietonem z okazji Dnia Zmarłych, jak wolą jedni, czy Zaduszek lub Wszystkich Świętych, jak wolą drudzy.

Andrzej Poniedzielski słusznie kiedyś zauważył, że gdyby dzisiaj ktoś wymyślił koło, to bez reklamy mógłby je sobie najwyżej po podwórku poturlać. 

Moja ulubiona scena w powieści Ambasador Nadzwyczajny (1956) pióra brytyjskiego noblisty Williama Goldinga (tego od  Władcy much, nie mylić z Władcą móch):

KRAINA BUGU: Goście – dwaj biznesmeni z Warszawy oraz ich żony – siedzieli w jadalni. Przed chwilą skończono obfitą kolację. Na stole zostało wino i sery. Gospodarz dorzucił do kominka kilka dębowych polan.

Złożyłem jakiś czas temu w telewizji publicznej propozycję scenariusza programu na temat  nowych polskich marek. Były to czasy nie tak dawne, kiedy zamiast bezosobowego Systemu Rejestracji i Oceny Propozycji Audycji Telewizyjnych (ROPAT)

Działo się to jakiś czas temu na greckiej wyspie Rodos. Jeden z dzienników ogólnopolskich i ogólnopolska rozgłośnia radiowa zaprosiły przedstawicieli 100 największych reklamodawców

Wszyscy się spieszą. Na tramwaj, metro, pociąg, samolot. Do pracy, do przedszkola, szkoły, na studia i do urzędu. Na zebranie, spotkanie, egzamin. Na urlop i z urlopu, do sklepu i do domu, do kina, na koncert, a czasem do teatru.

To diagnoza bardzo smutna. Chciałbym z nią polemizować, ale nie mogę, bo takie są fakty.” – że zacytuję współczesnego klasyka (za tygodnikiem Polityka nr 11/2850).

Cudzoziemców odwiedzający nasz kraj wzrusza widok starszych panów, którzy - bez względu na pogodę – spacerują po ulicach polskich miast z dziecięcymi wózeczkami.

Mieszkam po tak zwanej azjatyckiej stronie Wisły, przez którą przeprawa samochodem  w godzinach szczytu  od dawna wygląda tak, jakby już trwało EURO 2012.

Make a game of finding something positive in every situation (Bawcie się w wyszukiwanie pozytywów każdej sytuacji) - radzi Brian Tracy, światowej sławy konsultant amerykański.

Oto przypadek, który można nazwać generycznym: kolega Znajomego kupił nowe mieszkanie.  Był właśnie po rozwodzie, więc mieszkanie było mniejsze niż poprzednie. Dlatego w ramach zagospodarowywania wolnej przestrzeni  postanowił nad drzwiami wejściowymi zrobić pawlacz (czyli schowek pod sufitem).

Co miesiąc, jak każdy felietonista, staję przed pytaniem, o czym pisać tym razem. Nawet jeśli mam jakiś super temat, zwlekam  do ostatniej chwili, bo a nuż zdarzy się coś ważniejszego i ciekawszego, co Czytelnika przygwoździ.

Mój Bliski Znajomy, nazwijmy go dla niepoznaki Jerzym, szedł kiedyś do oddziału swojego banku w centrum Warszawy. Szedł w dobrym nastroju z powodu  słonecznej, październikowej pogody oraz dlatego, że akurat poszczęściło mu się w interesach.

- Jaka jest  ta nasza Polska, Tato? - mógłby zapytać mnie mój syn. Co bym mu odpowiedział?

- Jest jak rodzina: piękna, bliska, wyjątkowa.

Dorastająca córka Mojej  znajomej w ciągu kilku ostatnich miesięcy przytyła pięć kilogramów. Znajoma przeciwnie: straciła na wadze blisko pięć kilogramów.

Wielu zna ten ból. Przytrafia się  zwłaszcza młodym, niedoświadczonym. Zazwyczaj bywa tak: z trudem tłumiąc radosny entuzjazm przystępujemy do działania.

W kwietniu, 134 lata termu, w rodzinie ubogiego szewca ze Zlina na Morawach urodził się Tomas Bata, czeski przemysłowiec, twórca znanej na całym świecie marki obuwniczej.

Wyznał mi kiedyś Dobry Znajomy, że  czasem w nocy nie może spać, bo rozmyśla nad tym, co zrobił nie tak jak trzeba. I wtedy często słyszy głos: - Na to nie wystarczy jedna noc.

Firma prosperowała doskonale. Chociaż powstała zaledwie przed trzema laty,  w tym roku podwoiła obroty.

Pies mówi tak: mój Pan dwa razy dziennie stawia przede mną pełną miskę.

Przychodził raz do roku, w listopadzie. Odkąd tam mieszkaliśmy, czyli w zasadzie od zawsze. Regularnie, jak zegarek.

Ktoś ostatnio  rzucił książką w prezydenta Obamę. Przeleciała tuż obok głowy państwa, ale Obama nawet jej nie zauważył.

Nie zdarzyło się jeszcze, aby człowiek nie umarł. (Adam Ważyk, Poemat dla dorosłych)

Mark Twain twierdzi, że lepiej się zamknąć i pozwolić innym podejrzewać, że jest się głupcem, niż się odezwać i nie pozostawić co do tego cienia wątpliwości.

Tym razem, podczas podwieczorku Mecenas z Panią Marią sprzeczali się wdzięcznie na temat parytetu płci. 

Podróżowaliśmy pociągiem we trójkę. Mój Dobry Znajomy z kilkuletnią córeczką i ja. Znajomy opowiadał córce bajkę:

Żyją wśród nas. Łatwo ich rozpoznać, bo są inni niż wszyscy.  Każdy się z nimi zetknął. W szkole, w wojsku, w pracy, w urzędzie, na urlopie, w towarzystwie.

Tym razem, Mecenas z Panią Marią sprzeczali się podczas podwieczorku na temat parytetu płci.  Przeczuwając,  że niewinne z pozoru przekomarzanie może przepoczwarzyć się  w poważną kłótnię.

Nie utrzymuję już kontaktu z bohaterami tej historii. Mam nadzieję, że żyją i są zdrowi. Dlatego, na wszelki wypadek, zmieniam niektóre imiona oraz szczegóły.

Władek był drobnym przedsiębiorcą. Bardziej drobnym niż przedsiębiorcą. Kręcił się. Tu taniej kupił, tam drożej sprzedał. Jak Rockefeller.

Francuzi  mówią:  espit  d’escalier – duch schodów albo spóźniony refleks.

Nic tak nie uczy pokory, jak podróże – zagaił Gospodarz, człowiek starszej daty, u którego, jak co miesiąc,  spotkaliśmy się na podwieczorku.

W centrum Lądka Zdroju, dolnośląskiego kurortu, który  mylony jest żartobliwie z Londynem  (i vice versa), stoi  dom zdrojowy „Wojciech” - wyniosła, siedemnastowieczna, dziś  neobarokowa budowla  z pięknie sklepioną kopułą.

Do historii wchodzą ci, co krzyczą głośno.  I wyraźnie Ci wchodzą frontowymi drzwiami.

Wszystkie media je dostały. Ale tylko Superexpress opublikował na czołówce  zdjęcie en face zastrzelonego w Iraku dziennikarza TVP Waldemara Milewicza.

Po Trzech Królach cichnie kolęda. Nie tylko ta śpiewana nieporadnie, po amatorsku za rodzinnym stołem. Ale i ta, co rozbrzmiewa coraz wcześniej, częściej, głośniej, profesjonalnie choć niecharyzmatycznie w supermarketach: po angielsku i z płyt.

Idąc Nowym Światem wpadłem na  Dobrego Znajomego, z którym już dawno się nie widzieliśmy. Niespodziewane spotkanie bardzo nas obu uradowało.