Oskary polskiego biznesu rozdane, dobiegają do mety Gazele biznesu. Bale, gale, kolacje, laudacje. Przy  okazji jednej z nich Dobry Znajomy opowiedział mi  o pionierach przedsiębiorczości z ubiegłego wieku, których poznał niegdyś w miasteczku na południu Polski. Chciałbym im poświęcić słów kilka w dowód  pamięci i szacunku.


Nie tak dawno temu  domy polskie ogrzewano prawie wyłącznie węglem lub koksem. Było to dość uciążliwe i kosztowne. Przywilej ogrzewania  gazem przysługiwał członkom Związku Bojowników o Wolność i Demokrację (ZBOWiD). Ponieważ chodziło o właściwą wolność i demokrację nie była to organizacja masowa.  Kto walczył  o inną wolność,  ten  musiał co roku szuflować kilkanaście ton czarnego złota  do piwnicy a potem  przerzucić to do pieca.  Wśród tej grupy bojowników znaleźli się pionierzy przedsiębiorczości, którym pragnę  tu oddać sprawiedliwość i hołd.

Mieszkańców jednej z ulic miasteczka łączyły więzy przyjaźni i wspólnej sprawy. Były to  więzy bardziej powszechne niż dzisiaj. Bo niedola łączy a dostatek dzieli.  Nie posiadali legitymacji ZBOWiDu -  co nie było żadną tajemnicą.  Znacznie silniej łączyło ich jednak posiadanie tajemniczych pieców grzewczych. Piece miały od góry klasyczne palenisko węglowe a pod nim ukryte dysze gazowe.  Innymi słowy, piece gazowe udawały węglowe. Mieszkańcy ogrzewali się więc po kryjomu gazem. 
 
Ubocznym efektem tego udogodnienia  w każdym z domostw objętych tym innowacyjnym projektem, jak byśmy go dzisiaj nazwali,  był drastyczny wzrost zużycia gazu. Jego użytkownicy gotowi byli zań płacić, ponieważ byli ludźmi uczciwymi. Ale demonstracja tej uczciwości była wykluczona. Na widok takiego zużycia gazu każdy inkasent dostałby zawału. Tajemnica wyszłaby na jaw. Groziło to niezwykle surowymi konsekwencjami sprzecznymi z fundamentalnym poczuciem sprawiedliwości społecznej.

Oto jak wybrnęli z dylematu rewolucyjni pionierzy przedsiębiorczości lokalnej: liczniki gazowe „przepędzano”  za pomocą odkurzacza. Zdejmowano plombę z licznika, odłączano licznik od sieci, podłączano doń odkurzacz stroną odwrotną, czyli wylotową. Dmuchający odkurzacz przesuwał wstecz łopatki licznika aż do osiągnięcia wymaganego wskazania.  Nie był zbyt wydajny. Nie został przecież stworzony do przepędzania  liczników.  Silnik szybko się przegrzewał. Trzeba go było raz po raz wyłączać. Często ulegał przepaleniu. Wówczas podłączano następny odkurzacz. Każde gospodarstwo miało kilka zapasowych w odwodzie. W ostateczności można było pożyczyć odkurzacz od wtajemniczonego sąsiada. Cały proces trwał  trzy  dni. Musiał odbywać się w okresie minimalnego zagrożenia wizytą inkasenta,  przy drzwiach zamkniętych na cztery spusty. W ciągu dnia mieszkańcy nie dawali znaku życia. Wieczorem obowiązywała cisza i całkowite zaciemnienie. Ruch mógł odbywać się wyłącznie w nocy. Powinien być dyskretny ale nie był. Bowiem nocą gospodarze przyjmowali liczne wizyty. Trudno oczekiwać próżniactwa od przedsiębiorców. Tradycyjna polska gospodarność szybko podsunęła sposób na złagodzenie uciążliwości przedsięwzięcia: w domu objętym trzydniową operacją przeprowadzano tradycyjne pędzenie bimbru. Bohaterem tego etapu był tak zwany „dekiel” -  wspólny, bezcenny skarb wszystkich mieszkańców ulicy, przyznawany przepędzającym niczym puchar przechodni.  Deklem nazywano pokrywę metalowej bańki od mleka wyposażoną w  niezbędną aparaturę destylacyjną.    

Powie ktoś, że to nieuczciwe. Przyznajmy jednak, że trudno burzyć mury i rwać  zęby krat nie brudząc sobie rąk. Rewolucja pociąga za sobą ofiary. Cześć ich pamięci.

Przedsiębiorczość jest bezustanną gotowością twórczego działania na rzecz pozytywnej zmiany. Bez względu na warunki i czas. Istnieją dowody na to, że Bóg lub, jak kto woli, Natura, doceniają i nagradzają tę gotowość. Wybitni twórcy, wynalazcy, przedsiębiorcy a nawet politycy potrafią tworzyć długo. Odbierając  kolejną nagrodę filmową  83. letni Andrzej Wajda przypomniał opowieść o starym rabinie, który przez całe życie studiował księgi.  Siedział nad nimi także w chwili, kiedy przyszła po niego śmierć. Nie chcąc mu przeszkadzać, powiedziała:  „To ja przyjdę później.”



Leszek Stafiej - Brief - Gwoździem w mózg