W centrum Lądka Zdroju, dolnośląskiego kurortu, który  mylony jest żartobliwie z Londynem  (i vice versa), stoi  dom zdrojowy „Wojciech” - wyniosła, siedemnastowieczna, dziś  neobarokowa budowla  z pięknie sklepioną kopułą. Po wojnie „Wojciech”  stał na Placu Lenina, żeby było miło kurującym się tu rosyjskim oficerom z pobliskiej Legnicy. Dzisiaj stoi na Placu Mariańskim, żeby było miło Mariannie Orańskiej, szczególnie dla tych ziem zasłużonej królewnie niderlandzkiej. 

Dom zdrojowy widnieje na najbardziej popularnych pocztówkach  z Lądka Zdroju. Stanowi słuszną  dumę miasta. Jest jego wizytówką i ikoną.


Mało kto przygląda się uważnie ikonom. Dlatego nie trudno przeoczyć pewną drobną skazę na powierzchni kopuły budynku. U jej nasady, tuż nad wejściem frontowym, przez zielonkawą śniedź miedzianego pokrycia biegnie poziomo czarny pas. Pas poznaczony jest dwoma równoległymi szeregami żółtych plam. I  gdyby ktoś, relaksując się na zdrojowej ławeczce, zechciał z nudów  policzyć te plamy, to w górnym szeregu doliczyłby się dwunastu, a w dolnym  ośmiu.


Dokładnie tyle, ile znaków mieści się w napisie „Solidarność ! Victoria”. (Koniecznie z wykrzyknikiem!) Napis został wykonany  blisko 30 lat temu przez pewnego obywatela,  powiedzmy, że miał na imię Wiesiek. To właśnie Wiesiek,  mroźną nocą w   styczniu 1982 roku – a więc w drugim miesiącu stanu wojennego, kiedy obowiązywała bezwzględna godzina milicyjna – z narażeniem życia i wolności wspiął się po oblodzonej drabince na dach „Wojciecha” i wymalował te dwa bardzo ważne  dla Polski wyrazy. Wymalował je na znak protestu  przeciwko wszystkiemu, z czym się nie zgadzał – od komuny po stan wojenny - na znak własnej, osobistej odwagi, wiary i nadziei oraz  z okazji urodzin  córki Lecha i Danuty Wałęsów, której nie bez powodu nadano znaczące imiona Marii Wiktorii.


Napis był czytelny tylko przez kilka godzin,  bo nazajutrz,  skoro świt, zamalowały go pospiesznie służby specjalne. Ale ślad  pozostał. Kto wie, co znaczy, ten go czyta.
Dziś nie ma cenzury, nie ma komuny, jest wolność i dobrobyt. Zamiast haseł, na murach maluje się graffiti i wiszą billboardy. Można też  czytać w popularnych tabloidach i portalach plotkarskich o skandalizującej  Marii Wiktorii Wałęsie (l.27). Ostatnio, na przykład, pojawiła się u boku ojca, Lecha Wałęsy na oficjalnych obchodach dwudziestej rocznicy odzyskania wolności  w t-shircie z błyszczącym napisem Celebrity nation.


A Wiesiek? Nie piszą o nim w gazetach, nie dali mu medali. Czy korzysta  z tego, co wywalczył?  Co się z nim dzieje?  Co stało się z tysiącami jemu podobnych bezimiennych wykonawców szalonych albo heroicznych aktów protestu ? Czy wyemigrował do Irlandii lub Islandii?  Czy też nadal mieszka w Lądku? A jeśli tak, to czy przechodzi obok kopuły „Wojciecha” z dumą czy z goryczą?


Profesor Janusz Czapiński  twierdzi, że znajdujemy się obecnie na takim etapie rozwoju społecznego, w którym większość potrafi już zadbać o dobrobyt własny. Nie umiemy jeszcze dbać o dobrobyt wspólny. Być może dlatego nie wychodzą nam najlepiej wspólne obchody  historycznych rocznic ani realizacja inwestycji publicznych, takich jak drogi, mosty, stadiony,  koleje czy metro.


Z kolei Profesor Wilecki zauważa z niepokojem, że rośnie nowe pokolenie, które nie dość, że wszystko dostaje za darmo  – bo o nic już walczyć nie trzeba i są przecież fundusze unijne  – to  jeszcze grymasi. Być może potwierdzeniem słuszności  tej diagnozy była niska frekwencja w euro wyborach. Tylko niespełna ¼ obywateli czuje jakieś zobowiązania wobec Europy.  I wobec  tych, którzy  - jak Wiesiek – walczyli jak mogli za naszą wolność.


Skoro tak, to znak, że trzeba nadal dojrzewać, pracowicie uprawiając  to, co mamy pod kopułą.



Leszek Stafiej - Brief - Gwoździem w mózg