Ktoś ostatnio rzucił książką w prezydenta Obamę. Przeleciała tuż obok głowy państwa, ale Obama nawet jej nie zauważył. Ciekawe, co to była za książka. Układ Kazana czy Idiota Dostojewskiego? Tytułu nie podano do publicznej wiadomości. Pewnie nie było się czym chwalić. Prezydencka ochrona musiała gęsto się tłumaczyć , tym bardziej, że sprawcy nie ujęto. Celniejszym rzutem popisał się kilka lat temu dziennikarz, który podczas konferencji prasowej zdjął z nogi but i cisnął nim w George’a Busha. Dziennikarz dał się ująć. Został skazany na dwa lata więzienia. Ciekawe, co stało się z butem? Podczas innego wystąpienia Obamy służby zatrzymały nagiego mężczyznę z wymalowanym na klacie logotypem. Właściciel logotypu obiecał wysoką nagrodę pierwszemu śmiałkowi, który odważy się zaprezentować światu jego firmę w ten nowatorski sposób. Znak firmowy z ciała bydlęcego przewędrował więc przez różne części ciała ludzkiego, od czoła po części intymne do światowych serwisów wiadomości.
Nie są to, przyznajmy, pomysły wybredne. U nas wokół głowy państwa panuje większy spokój. Wprawdzie z pomysłami amerykańskimi usiłował rywalizować pewien starszy pan, który rzucił słoikiem z fekaliami – dodajmy: własnymi fekaliami –w tablicę upamiętniającą katastrofę smoleńską przed pałacem naszego prezydenta ale nie ma potrzeby udowadniać, że między tymi aktami obywatelskiej desperacji istnieją dość istotne różnice.
Prowokacja jest domeną artystów. Sztuka – a w ślad za nią jej garderobiana, moda - patrzy z góry na codzienność i prowokuje, śmieszy, tumani oraz przestrasza. I w tej dziedzinie mamy się czym chwalić: poczynając od kilku nieżyjących już klasyków, po współczesnych graficiarzy, artystę blokowiska Pawła Althamera z Bródna , Mirosława Bałka z Otwocka, Artura Żmijewskiego ( nie mylić z aktorem), Alicję Żebrowska ( też nie mylić) , która urodziła lalkę Barbie, ojca ciotki Kena - Zbigniewa Liberę czy wreszcie anarchistycznie zajadłą Kozyrę, która - między innymi - zaangażowała zespół karzełków, by uganiał się za nią po galeriach (artystycznych) Londynu i Bazylei.
Artystyczną prowokację próbuje naśladować reklama, zwana czasem bękartem sztuki. Reklama małpuje sztukę przeważnie jak słoń w składzie porcelany. Albo jak karzełek, który dał się namówić na taniec na rurze. Najgorzej wychodzi nam jednak prowokacja reklamowa w polityce. Poseł Palikot, odważny polityk- filozof, czerpał z arsenału środków plebejskich. I jeszcze nie wiadomo dokąd go one zaprowadzą. Młodzi kandydaci na radnych, którzy nie dorobili się jeszcze sukcesów ani programów, sięgają po to, co wydaje im się najłatwiejsze: po sławę. Kandydat Marchewka rozdaje wyborcom marchewki - i już pokazują go w ‘Faktach’. Dwaj inni radni in spe obiecują, że staną na głowie, by zadowolić wyborców, wieszają plakaty do góry nogami - i już piszą o nich w gazetach. „Nie potrafisz być lepszy”, radzą Trout and Ries, „bądź inny.” Co będzie rozdawał radny Rąpała w Żukowicach lub Gryguć z Krasnopola? Tymczasem europoseł Migalski, żeby o nim nie zapomniano, ogłosił konkurs na hip-hop o katastrofie smoleńskiej i jest z tego bardzo dumny. Wzburzony dziennikarz kpi: no to może „Majdanek-disco”? Stąd krok już tylko do nowego tańca z gwiazdami na drodze krzyżowej albo kandydata ze stygmatami w programie Mam talent.