- Jaka jest ta nasza Polska, Tato? - mógłby zapytać mnie mój syn. Co bym mu odpowiedział?
- Jest jak rodzina: piękna, bliska, wyjątkowa. Pełna zalet. Ale nie wolna od wstydliwych wad. I dlatego trochę inna od środka , a inna na zewnątrz. Inna na wschodzie niż na zachodzie. Tu taka, tam owaka.
- A czy nasz rodak - mógłby dociekać mój Syn - który griluje szczury lub łabędzie w londyńskim St. James’ Parku , to także Polska?
- Także.
- A nadbałtycki wampir, który wysysał spirytus z busoli kutrów rybackich?
- Wampir też.
- I kibole, co wykrzykują antysemickie i rasistowskie hasła demolując stadiony?
- Tak synku, to wszystko jest Polska. Mimo, że dworce cuchną, pociągi spóźniają się pięć lat, budowniczowie autostrad kradną w nocy dolomit podsypany pod autostradę za dnia, żeby nazajutrz sprzedać go po przystępnej cenie, ponownie podsypać i znowu nocą ukraść. Jedyny na świecie kraj, którym rządzili bliźniacy, jeden jako prezydent, drugi jako premier. Polska to także Auschwitz ( nie Oświęcim), Chopin (nie Francuz), Maria Skłodowska-Curie (tylko mąż był Francuzem ), Mikołaj Kopernik ( jaki tam z niego Niemiec) oraz Wit Stwosz ( żaden Weit Sztos!). No i , oczywiście, Jan Paweł II. To jest nasza Ojczyzna. I taką kochamy. Bo Ojczyzna, synku, jak matka, jest tylko jedna.
Gdyby zapytał mnie o to syn. Ale nie mam syna. Mam trzy córki, które wiedzą, jaka jest Polska, jaka być powinna, a jaka nie. Są, jak ja, dumne z polskich ogórków konserwowych Braci Urbanek, cieszących się powodzeniem w Mongolii, Rosji, Izraelu, Niemczech, Estonii, Korei, USA i Kuwejcie. A także z polskich trumien, gdyż , jak twierdzi dyrektor ostrawskiego krematorium Vladimir Kostiha ( nie zdziwiłbym się, gdyby ”kostiha” znaczyło po polsku „kostucha”) „polskie trumny niskich kategorii w Czechach zaliczane są do kategorii najwyższych”. Może to nie to samo, co rosyjski kawior, włoski makaron, francuska miłość czy pieski albo amerykańskie hamburgery, ale zawsze coś. Skoro trzeba się czymś wyróżnić, to niech to będą choćby ogórki czy nawet trumny.
Matka jest tylko jedna 2, 07.2011
- Szczegóły
- Odsłony: 3681
Laura Ries, amerykańska ekspertka w dziedzinie marketingu i strategii budowania marek, córka słynnego Ala Ries ( współautora, wraz z Jack’iem Trout, mojej ulubionej książki 22 niezmienne prawa marketingu, oraz autora słynnego dzieła Positioning: The Battle For Your Mind) zapytana podczas wizyty w Polsce przez Jacka Kopalińskiego z magazynu Trade Marketer (6/2010) „ Czy zwróciły Twoją uwagę w ostatnim czasie jakieś marki z regionu Europy Środkowo-Wschodniej Polski? Co sądzisz o ich potencjale?”, odpowiada: – Jedyną polską marką, która wywarła na nas i wielu Amerykanach duże wrażenie była wódka Popov.
Nie znam wódki Popov. Dowiaduję się, że jest to produkt brytyjski. Ale Laura Ries jest pod jej wrażeniem i ma dla nas taką cenną radę: – To tania wódka, jak na amerykańskie warunki. Butelka 1,75 litrowa kosztuje około 13$.Taka sama ilość szwedzkiego Absolutu kosztuje 30$. Co gorsza, Absolut sprzedaje się dużo lepiej niż Popov. To bardzo niedobrze. Polska jako kraj znana jest z wódki. Powinna to być świetna okoliczność do zbudowania polskiej marki wódek , z tym, że nie można budować wielkiej marki o niskiej cenie. To cena definiuje jakość marki. Niska cena oznacza produkt o niskiej jakości.
Przepijamy rocznie w Polsce 13, 6 mld zł. Pod względem spożycia wódki ustępujemy tylko Rosji, USA i Ukrainie. Jesteśmy więc w jednej lidze z największymi potęgami światowymi. Może więc jednak wódka, skoro pracujemy na to od tylu pokoleń ? Niechby, na przykład, Polka gorzka™, albo Polka wytrawna™. Byle nie tania. Cena pół litra polskiej wódki (21 zł = 7 $) składa się tylko w 8,6 % z kosztów produkcji ( 1,80 zł). Reszta to: 47% akcyzy ( 9,92 zł), 25% marży ( 5,35) i 18,7% VAT (3,93 zł). Wystarczy więc doliczyć 400% marży wizerunkowej (84 zł) i już kosztujemy drożej niż Absolut (105 zł=35 $). Z tego da się odłożyć parę groszy na światową kampanię reklamową. I na zdrowie!
A gdyby tak, idąc tym tropem, podnieść cenę trumien lub ogórków konserwowych?
Leszek Stafiej - Brief - Gwoździem w mózg