Drukuj
Odsłony: 2610

Cieszę się zawsze, kiedy trafię w mediach na artykuł o etyce  w biznesie. Nawet w sezonie ogórkowym. Zwłaszcza, kiedy powszechnie uznawany autorytet, na przykład Profesor Blikle, udowadnia, że etyka w biznesie się opłaca. Kolejny powód do radości to entuzjazm, z jakim cytują Profesora młodzi na Facebooku. Może właśnie dzięki temu, nadal  chyba większość przedsiębiorców utrzymuje, że woli prowadzić biznes  uczciwie.

Co wcale nie znaczy, że  postępują tak jak mówią. Przekonaliśmy się ostatnio  - ku powszechnemu oburzeniu – że ludzie postępują wbrew temu, co mówią nawet  w sprawach wagi państwowej. Z drugiej strony,  trzeba nie lada determinacji, żeby kłamać, oszukiwać, bluźnić czy nawet cudzołożyć jawnie, z otwartą przyłbicą. Szczególnie  w sprawach wagi państwowej. Toteż na co dzień bluźnimy raczej w zaciszu domowego ogniska, przed telewizorem, przy kolacji, wśród rodziny i bliskich. Całkiem nieźle bluźni się też w samochodzie. Podobnie rzecz się ma z pozostałymi grzechami, na przykład z oszustwem w biznesie. Jak  wiadomo, w biznesie nieładnie jest oszukiwać. Dlatego  wielkich  oszustów jest niewielu, można powiedzieć, że jak na lekarstwo. Ot, bracia Lehmon,  Bernard Madoff, a u nas paru nieuczciwych senatorów i spryciarzy parabankowych. Ale to są prawdziwi nieetyczni oszuści. Nie to, co my. Bo my w zasadzie jesteśmy całkiem uczciwi i przestrzegamy kodeks etyczny. Żadne tam wielkie malwersacje. Czasem tylko jakiś drobny, lewy interesik wykręcimy  , zataimy dochodzik, podkradniemy pomysł. Raz na jakiś czas  przyczaimy się z zapłatą, na czarno kogoś zatrudnimy, komuś tam nie dopłacimy, innemu damy w łapę albo sami weźmiemy działkę pod stołem. Nikt tego nie traktuje poważnie, bo to zdarza się każdemu. Trzeba jakoś żyć, wiadomo jak jest. Trzeba troszczyć się o siebie samemu, bo nikt inny się o nas nie zatroszczy. Oprócz skarbówki. I pójdziemy z torbami, jak ten Kluska i wielu innych naiwniaków. Codzienna  zaradność życiowa jest koniecznym  warunkiem przetrwania przedsiębiorcy w zbójeckim świecie biznesu. Bo biznes to wojna: nie ty ich, to oni ciebie. Kto cierpi na nadwrażliwość, niech się do biznesu nie pcha. I taka jest prawda.

Wielkie oszustwa zdarzają się  - lub wychodzą na jaw – równie rzadko, jak czyny bohaterskie.  I przeważnie nie dotyczą nas lecz kogoś innego. My staramy się unikać grzechów śmiertelnych. Tylko kłopot w tym, że uczciwość nie polega na unikaniu grzechów śmiertelnych i wielkich malwersacji. Etyka praktyczna to  szary, codzienny znój. To  nużące zmagania z drobnymi pokusami, żeby iść na skróty i na łatwiznę;  to ostre spięcia z pragmatycznymi partnerami i  roszczeniowymi pracownikami; to  obrona własnych decyzji, które uznajemy za słuszne  wbrew opinii innych; to ujarzmianie własnego lenistwa, lęku, złości, mściwości, chciwości i wszelkiej innej słabości.     
Kto z nas nie zna – choćby z dzieciństwa, nie jesteśmy święci! - uczucia niesmaku i wstydu, jakie towarzyszy kłamstwu, tchórzostwu, świństwom krzywdzącym bliźnich. Jak bardzo ciążą nam  wspomnienia tych niegodnych zachowań, jak trudno wymazać je z pamięci. A z drugiej strony, kto nie zna uniesienia, jakie ogarnia nas po zwycięskim odparciu pokusy, by zataić prawdę, ukryć błąd?  Jak czyści i szlachetni, jak bardzo godni pochwały  czujemy się, gdy uda nam się stanąć w obronie słabszego, w obronie słusznej sprawy, wywalić komuś trudną prawdę w oczy. Kto nie zna tego uczucia, niech żałuje i stara się na nie zasłużyć.  

Jak zasłużyć? Jak wychodzić obronną ręką z trudnych codziennych wyborów etycznych? Znam trzy sprawdzone sposoby. Po pierwsze, zawsze postępować zgodnie z własnym poczuciem godności ( to nie to samo, co zgodnie z własnym sumieniem). Po drugie, zgodnie z  poczuciem słuszności ( a nie mądrości lub sprawiedliwości). A po trzecie, oba sposoby należy stosować łącznie, bo osobno nie działają.

Leszek Stafiej - Brief - Gwoździem w mózg