Drukuj
Odsłony: 1998
Ubolewam nad nieczytaniem.

Znajomy socjolog zwrócił mi uwagę, że toalety częściej oznaczane są dziś figurą geometryczną niż napisem damski-męski. To jeden z dowodów, że w epoce piktogramu czytanie staje się umiejętnością schyłkową. Oglądanie obrazków jest wygodniejsze: wymaga mniej wyobraźni i wysiłku intelektualnego. Dzieci wolą obrazki długo po tym, jak nauczą się czytać. Niektórzy nigdy z tej preferencji nie wyrastają. Powszechnie wiadomo, że dorośli wolą oglądać telewizję niż czytać. Nie odwodzę od oglądania obrazków. Ubolewam nad nieczytaniem.

W Polsce, jeśli już coś czytają, to długo i nie do końca. Lenią się zwłaszcza mężczyźni. Na przeciętnego Polaka płci obojga przypada mniej niż jedna książka na rok. Najchętniej "Nowy Testament", czyli książeczka do nabożeństwa, a z beletrystyki "Krzyżacy" oraz "W pustyni i w puszczy". Przeważnie wydania antykwaryczne, prezent z okazji Pierwszej Komunii. Dlatego wcale bym się nie zdziwił, gdyby reklama trafiła wkrótce do książeczek do nabożeństwa. Najpierw powoli i dyskretnie - z dewocjonaliami; potem z upominkami z okazji świąt kościelnych, np. Wszystkich Świętych (właśnie w przeddzień tego święta notuje się szczyt zakupów galanterii skórzanej, rękawiczek, toreb damskich, a nawet obuwia ); na koniec zaś, z prezentami imieninowymi na świętych patronów: ewangelistów, męczenników, wybitnych osobistości kościelnych, potem zasłużonych katolików etc. Ale wróć! Nie miało być o reklamie dewocyjnej, lecz o nieczytaniu. Mało kto wie, że oglądanie telewizji wpływa na zwiększenie czytelnictwa: największą poczytnością cieszą się przecież programy telewizyjne i tygodnik "Big Brother".

Nie wiem jak inne nacje, ale przeciętny Polak nigdy nie czyta instrukcji obsługi nowo nabywanych urządzeń, dopóki coś mu się w nich nie popsuje. A i wtedy, zanim sięgnie po słowo pisanie, najpierw - jak małpa - wciska wszystkie możliwe przyciski, bywa, że rozkręci co się da, nie złoży jak należy i z wściekłością puknie młotkiem, gdzie nie trzeba. A kiedy tak traktowane urządzenie ulegnie uszkodzeniu mechanicznemu, Polak rozgląda się za instrukcją. Ale nie po to, żeby ją przeczytać, lecz w poszukiwaniu adresu punktu serwisowego. Wówczas jednak - nawet jeśli nie wyrzucił instrukcji wraz z opakowaniem - na czytanie jest za późno. Na naprawę gwarancyjną też.

W powyższej prawidłowości dopatruję się bolesnej analogii do atrofii wiedzy książkowej. Chociaż, kto nie czyta, ten błądzi, na ogół wolimy uczyć się na błędach, bo to łatwiejsze niż czytanie. Wolimy, bo nauka przez praktykę wydaje nam się mniej bolesna i mniej czasochłonna. Gdybyśmy więcej czytali, to wiedzielibyśmy, jak bardzo się mylimy; wiedzielibyśmy, jak czasochłonne bywa naprawianie błędów; czytając opisy cudzych błędów, wiedzielibyśmy, jak ich unikać; na koniec zaś, wiedzielibyśmy więcej o swoich klientach, konsumentach i o sobie samych. Pożytków z czytania nie spisałbym nawet na wołowej skórze, a co dopiero na ostatniej stronie magazynu komunikacji marketingowej "Brief". Zresztą, jeśli mnie właśnie czytasz, Droga Czytelniczko, a może nawet Drogi Czytelniku, to przecież nie Ciebie powinienem do czytania przekonywać, lecz tych Matołów, którzy mnie nie czytają.

Kilkanaście lat temu czytałem, że z doświadczenia osobistego czerpiemy niespełna dziesięć procent wiedzy o życiu. Reszta pochodzi z lektur. Dziś, w dobie Wielkiego Brata, obserwując arogancki stosunek do czytania u większości młodych, pełnych tupetu praktyków, podejrzewam, że udział lektur skurczył się do resztek śladowych. Być może składanie liter przetrwa jeszcze przez chwilę w Internecie. Nie zdziwię się jednak, jeśli już niebawem wszczepiać sobie będziemy pod skórę chipy z zipami, reklamowane jako szybki i całkowicie bezbolesny sposób na wchłanianie cyfrowego zapisu wszystkich 24 tomów Wielkiej Encyklopedii PWN. I będzie to reklama parafarmaceutyków.

Copyright by Brief 21/2001

Leszek Stafiej - Brief - Gwoździem w mózg