Propozycja kampanii reklamowej pod hasłem: "Polska: przygoda z happy endem".Skoro mamy już wchodzić do tej Unii, to postanowiłem sprawdzić, jak tam jest. Co takiego, oprócz Euro i pracy, mogą nam zaproponować, czego my w Polsce jeszcze nie mamy. I vice versa.

Przejechałem w tym celu wraz z małżonką Czechy, Austrię, Szwajcarię, Włochy, Francję i Niemcy. Rozglądałem się uważnie. Patrzyłem i pytałem, co jest, a czego nie ma. Sprawdzałem, jak wszystko działa, jak smakuje, ile kosztuje. Na podstawie tych obserwacji mogę stwierdzić z całą odpowiedzialnością, że kraje unijne mają pewne osiągnięcia, które nam by się przydały. A z kolei u nas jest sporo rzeczy, których u nich nie ma i których bym im nie polecał, nawet w ramach polskiej szkoły przetrwania. Pierwsze, zgodnie z porzekadłem pouczające doświadczenia z podróży wystąpiły tuż przed przekroczeniem granicy polsko-czeskiej w Międzylesiu na południu kraju, gdzie zmuszony byłem skorzystać z miejskiego szaletu przy głównej ulicy miasteczka. Zachęcam miejscowego Burmistrza do tego samego w ramach pieszej podróży służbowej do rodzimego przybytku polskości, którego opisem nie będę nawet brukał kart naszego eleganckiego miesięcznika marketingu i sprzedaży „Brief”.

Dewastacja, bród i smród oraz wieczna prowizorka — tak u nas swojskie od morza do Tatr, że już oko, nos i głowa przywykły, w krajach Unii nie występują. Nawet na trasach odległych od głównych traktów turystycznych, bo i od takich w swej podróży nie stroniłem. Wszędzie, włącznie z Czechami, są zarówno drogie luksusowe hotele, jak i schludne i niedrogie hoteliki oraz tanie, czyste zajazdy. W każdym pokoju czyściuteńka ubikacja z prysznicem, czasem z wanną. Są też campingi, gdzie nie brakuje oczek sanitarnych, można umyć się w ciepłej wodzie, wziąć prysznic w łazience, w której nie powyrywano wieszaków i kranów, gdzie nie jest brudno i gdzie nie śmierdzi. Bo nie dość, że każdy sprząta po sobie, to jeszcze co kilka godzin sprząta wszystko specjalna ekipa. Zaimponował mi sposób, w jaki oszczędza się tu ciepłą wodę: w kranach i prysznicach zamontowane są automaty, które po kilkudziesięciu sekundach blokują wodę; można się wtedy na przykład dokładnie obejrzeć albo namydlić, po czym uruchamiamy kran ponownie. Nie irytowały mnie też wcale francuskie „stanowiska sanitarne” (podwyższenie, miejsce na stopy i dziura), bo były czyste i lepsze niż klozet z brudną klapą. Niestety, czyste sanitariaty to nie jedyne propozycje Unii, które by nam się bardzo przydały. Wiedeń ma wiedeński sznycel, tort Sachera i walce Straussa na żywo w parku miejskim. Włosi, Francuzi i Niemcy mają świeże melony, wina, targi lokalnych wyrobów kulinarnych i artystycznych, setki tysięcy restauracji, knajp, oberży i barów, codzienne koncerty na rynkach najmniejszych nawet miasteczek jak mapa Europy długa i szeroka. Że o historii, architekturze i naturze nie wspomnę, bo felieton to nie przewodnik. Ciekawe, że przez dwa tygodnie nie spotkaliśmy po drodze ani jednego samochodu z Polski. Może dlatego, że wśród Polaków, których stać na zagraniczny urlop, dominuje utrwalony przez media banalny ideał urlopu przy hotelowym basenie w Grecji, Turcji, Tunezji czy na Majorce. Słyszę raz po raz sugestie, by Polska budowała swój międzynarodowy wizerunek (swój image, pardon le mot) w krajach Unii, opierając się na tradycyjnej polskiej gościnności i unikatowym pięknie naszej ojczystej ziemi, naturze i folklorze. Zgoda. Budujmy. Chwalmy się wciąż jeszcze obfitymi resztkami tego, czego jeszcze nie zdążyliśmy zdewastować, zabrudzić i zasmrodzić. Zaprośmy naszych unijnych sąsiadów do Polski. Ale najpierw się do tego trochę przygotujmy. Bo tradycyjna polska gościnność, suto zastawiony stół polski, polska wódka, piwo i polskie dziewczyny nie wystarczą, żeby było czysto w łazience. A co dalej? Oprócz Krakowa, Warszawy, Wrocławia, Gdańska i kilku innych większych miast, oprócz licznych pomników męczeństwa, jaką bazę gastronomiczną i hotelowo-turystyczną, jaką informację i jakie lokalne tradycje i atrakcje możemy zaproponować cudzoziemcom, którzy zamiast wylegiwać się przy hotelowych basenach w Rio i Bajo postanowią podróżować po Polsce? Słowem: z czym do gości? Z McDonalds'em?



Copyright by Brief 47/08/2003



Leszek Stafiej - Brief - Gwoździem w mózg