Siedzimy na murku w pierwszym kwietniowym słońcu i pijemy piwko: sąsiad Benek florysta (przecież nie ‘kwiaciarz’), Andrzej - dyrektor znanej firmy szkoleniowej, który znowu mieszka z Mamą, Piotrek - właściciel małej myjni za rogiem, Bogdan, syn Dozorcy - dziś sam Dozorca, Pan Włodek, rencista spod siódemki, który jak zwykle się do nas przysiadł, i ja. Rozmawiamy o tym, co się zmieni od maja. Na przykład nasze podwórko: jest miejscem publicznym, a my tu sobie piwko, jak zawsze, od lat, chociaż podobno prawo zabrania konsumpcji alkoholu w miejscach publicznych. Bogdan mówi, że od maja trzeba będzie pić w torebkach, jak w Anglii. A Piotrek, że mogą mu skoczyć, bo to jest nasze podwórko. Co innego jakby pił na Marszałkowskiej. Andrzej zaś twierdzi, że pod tym względem wiele się nie zmieni, chociaż będzie bardziej widać, bo nasz murek będzie już w Europie, razem z całym podwórkiem. Tak jak bardziej widoczne staną się też puste miejsca na Sali Sejmowej podczas obrad o oświacie i kulturze. Dziś posłowie nie krępują się, że w telewizji widać, jak zamiast pracować, ubijają swoje interesy w kuluarach, czyli na korytarzu, w barze i przy pisuarze. A od maja powinno im być trochę bardziej wstyd. Zdaniem Benka, nie będzie. A według Pana Włodka, kiedy premierem zostanie Lepper, to ze wszystkim zrobi porządek. Nim zdążyliśmy podjąć ten niebezpieczny wątek rozmowy, zaszło słońce. Nagły podmuch wiatru porwał z ziemi białą, przeźroczystą reklamówkę zakręcił nią w powietrzu i przykleił ją Panu Włodkowi do twarzy. Pan Włodek zerwał się z murka i zakręcił się w kółko wymachując rękami jak wiatrak, zanim odkleił reklamówkę z twarzy. Aż sobie spodnie piwem pochlapał. Nikt się nie roześmiał.
Andrzej zręcznie podjął wątek: być może w Europie nie będzie już można bezkarnie wydawać przepisu, że każdy sprzedawany produkt musi być opakowany w torebkę foliową, zanim nie powie się, co dalej z tymi torebkami. Bo wystarczy wyjechać wiosną pod Warszawę, żeby stwierdzić, że na ‘co dalej’ nie wystarczyło nikomu wyobraźni. Po polach fruwają miliony foliowych reklamówek, które będą ciągnąć się za nami jak przekleństwo do dziesiątego pokolenia. Bardzo chciałbym spojrzeć w oczy bezimiennego barbarzyńcy, który wymyślił to zarządzenie. Czy się wstydzi, czy raczej jest dumny ze swego dzieła? Piotrek na to, że jak był na wczasach w Tunezji, to tam po gajach oliwnych też torebki fruwały. A w takiej na przykład Austrii nie fruwają. Widocznie mają na to jakiś patent. Bogdan zastanawia się, czy w Europie normalizują pojemniki do sortowania śmieci. Pod naszą altanką śmietnikową stoją trzy stare modele pojemników. Te na szkło i papier krzywe, zardzewiałe i poobijane. Codziennie o świcie przewracają je poszukiwacze zaginionej arki, żeby dobrać się od spodu do butelek i makulatury. Plastików nie ruszają, bo nie ma na to skupu. Zdaniem Bogdana nasze sortowanie to zawracanie głowy. Andrzej potwierdza: był ostatnio w Ikei i chciał wyrzucić plastikowy kubek do właściwego pojemnika, a Pani sprzątaczka na to: Pan wrzuci byle gdzie, i tak idzie do jednego kubła. Widocznie nie przeszkolona, skomentował Bogdan. Dla niego prawdziwy problem, który czeka u nas na jakieś europejskie rozwiązanie, to guma do żucia: wszyscy wypluwają ją na ziemię, a potem inni rozdeptują. Patrzcie, jak wygląda asfalt. Patrzymy. Rzeczywiście, cały upstrzony białymi plamami. Jak to wszystko posprzątać? Nikt nie wiedział, co z tym robią w Austrii. Może nie plują? – zapytał Benek. U nas się nie przyjmie, stwierdził Piotrek, jak te nowe przepisy drogowe: przepisy mamy surowe, jak w Austrii, jeździmy jak w Afryce, a policjantów mamy jak na Ukrainie. Andrzejowi spodobało się za to, jak radni miasta Ustka postanowili powiększyć biust herbowej syrenki. I wszyscy teraz o Ustce mówią. To wstyd wchodzić do Europy z za małym biustem. Żaden wstyd, zirytował się Benek, który jest rastafarianem, chociaż się z tym nie obnosi. Wstyd to wieszać na straganie naszego dzielnicowego bazarku kartkę z napisem: Tu nie Afryka, tu się nie dotyka. W Europie, mówi, takie pisanie będzie zakazane, bo to jest politycznie niepoprawne. My się jeszcze dużo musimy nauczyć. I oni się tam nas boją. Niektórzy to nawet żałują, żeśmy ten mur berliński rozwalili. Boją się, że im się tam teraz zwalimy całymi rodzinami, zaczniemy u nich pracować a potem będziemy się chcieli za darmo leczyć. Oni i my, my i oni, przedrzeźniał Piotrek. Od maja będzie z tym koniec. Będzie jedna duża Europa. Odetniem się od tego chamstwa, rzucił Pan Włodek, któremu piwo chyba zaszumiało w głowie. Nie bardzo było wiadomo, od którego chamstwa mamy się odcinać: od tego co było, od tego co jest, czy od tego, co będzie.
Może i będzie jedna, podsumował Bogdan. Się zobaczy. Ale murek i tak sobie zostawimy. Wszyscy pokiwaliśmy głowami. Odetchnąłem z ulgą.

Leszek Stafiej - Brief - Gwoździem w mózg