Drukuj
Odsłony: 1983

Odwiedził mnie znajomy John z Londynu. Dawno nie był w Warszawie. Zachwyciły go zmiany: tyle nowych domów, mostów, pełno młodych, kolorowych ludzi, eleganckie witryny, niezłe auta i dużo zieleni. Zdziwił się natomiast, że się Warszawa, jak to ujął nader nieelegancko jak na dżentelmena z Londynu, ‘dupą do Wisły odwróciła’. W innych europejskich stolicach, powiada,  – od Londynu po Moskwę, od Oslo po Budapeszt – rzeka żyje miastem. Pływają po niej statki spacerowe, a wzdłuż obu brzegów kołyszą się na wodzie do białego rana restauracje i puby pełne rozbawionych gości.  A u was, ciągnął John, Wisła wygląda jak rynsztok. Wyjaśniłem mu, nieco urażony, że mieliśmy w ubiegłym roku kilkadziesiąt kolorowych i gwarnych piwogródków wzdłuż Wisłostrady poniżej  Starego Miasta. Szkoda, że go tu wtedy nie było. Ale goście parkowali samochody na trawnikach, chuligani kogoś zadźgali nożem, więc władze miasta zlikwidowały piwogródki. Za karę Wisła służy teraz miastu jako ściek, oddzielający Pragę od Centrum, lub Azję od Europy, jak twierdzą Warszawiacy starszej daty. Mostów na niej mniej niż w jakiejkolwiek stolicy, nie mówiąc o Krakowie.


Można za to przeprawić się przez Wisłę promem, czego w innych stolicach nie ma. John  dał się namówić na tę niezwykłą atrakcję i po odnalezieniu z niemałym trudem unikatowej przeprawy przepłynęliśmy promem z Młocin na Tarchomin. Na Tarchominie nic nie ma, więc od razu zawróciliśmy do Młocin. Po drodze opowiadałem Johnowi legendę o warszawskiej Syrence. I wtedy przypomniałem sobie nagle z żalem, że władze miejskie planują usunięcie Syrenki z herbu Warszawy. Nie bardzo wiadomo dlaczego i nie wiadomo, co proponują  w zamian. Może nie podoba im się pochodzenie Syrenki? Byłaż by to zatem kontynuacja odwracania się przez rajców tyłem do królowej polskich rzek?  Może poszło o szczegóły anatomiczne, jak w Ustce, gdzie władzom nie spodobały się zbyt drobne piersi tamtejszej Syrenki. Johnowi ta historia bardzo przypadła do gustu. Wyraził przypuszczenie, że może warszawska Syrenka ma biust zbyt obfity? Albo że to jakiś spór ichtiologiczny?  Czytałem gdzieś, że pokusa poprawiania nazw i logotypów uświęconych wieloletnią tradycją jest przekleństwem młodych demokracji. W pewnej miejscowości, nazwy nie pomnę, radni uchwalili, że herbowemu jeleniowi należy dorobić genitalia, bo brak genitaliów przynosi miastu wstyd. Znów gdzie indziej herbowej świni usunięto cycki, bo z głosowania wynikło, że miała za dużo.

Proste decyzje na temat dopuszczalnej liczby czy rozmiarów cycków, zakazu wyszynku piwa czy likwidacji trzystuletniego herbu, przychodzą władzom samorządowym łatwo i samorządnie, bez szerokiej konsultacji ze społeczeństwem. Ale kiedy trzeba pomyśleć dłużej i głębiej, to władze wolą nie ryzykować. Sięgają wtedy do źródeł mądrości zbiorowej: ogłaszają konkursy i plebiscyty.

I tak, wśród mieszkańców stolicy ogłoszono kolejny plebiscyt  na slogan Warszawy. Miasto powołało jury złożone z wybitnych profesjonalistów, wśród których zasiadał sam Redaktor Naczelny Briefu Grzegorz Kiszluk. Spośród ponad dwóch tysięcy nadesłanych propozycji jury wybrało dziesięć i poddało je dalszej ocenie mieszkańców. Slogany są po polsku więc mają zapewne służyć rodakom z prowincji. Większość haseł nic nie znaczy, każde pasuje i nie pasuje do Warszawy równie dobrze jak do każdego innego nijakiego miasta, jest wtórna, banalna, pretensjonalna  lub nieprawdziwa: zakochaj się w Warszawie, Warszawa@Europa (u nas @ to ‘małpa’ a nie ‘at’), miasto w Twoim stylu, miasto warte zachodu, Warszawa budzi ludzi, zawsze w centrum, Warszawa rusza.


W plebiscytach rzadko (z chlubnym wyjątkiem Teraz Polska) wybiera się dobre i słuszne slogany. Bo sloganami powinni zajmować się profesjonaliści a nie plebiscyty. Ale jeśli już ogłasza się wśród mieszkańców konkurs na nazwę nowego tunelu, a Warszawiacy proponują, żeby nazywał się Przekręt, to widać mają swoje powody i Profesor Bralczyk nie powinien ich przekonywać (Metro), że z pewnością nie chcą takiej brzydkiej nazwy. Przecież do wszystkiego można się przyzwyczaić. Nawet do tego, że o sloganie Warszawy decyduje vox populi  a o piwogródkach urzędnicy zamiast odwrotnie. Chociaż akurat do tego przyzwyczajać się nie należy.


Silnik promu mruczał miarowo, przepychając nas w poprzek ciężkiego nurtu Wisły.  Oparci o poręcz, wpatrywaliśmy się  w wodę, usiłując nie zwracać uwagi na swojski wiślany fetor. Waashava rushia, powiedział John.



Leszek Stafiej - Brief - Gwoździem w mózg