Co ja mam w twarzy? No, co ja mam w twarzy? – pytają męskie podobizny  z billboardów wyborczych. Cóż  za imponujący legion wybitnych indywidualności  osacza nas jak okiem sięgnąć od morza do Tatr. A każdy jeden uczesany, gładki, elegancki, zadbany. Ich wejrzenia otwarte, jasne i ujmujące. Spojrzenia skupione, czujne lub epatujące głębią troskliwej refleksji. Na ustach pełna gama uśmiechów od łaskawego przez pełen łagodności czy z lekka figlarny aż  po przymilny. Tu i ówdzie linia usta podkreślona śmiałym makijażem, rumieńcem, mocnym pociągnięciem szminki. A Pań jak na lekarstwo. Takie czasy.


Nie widziałem, żeby przed tymi ślicznymi chłopcami z billboardów  przystawali  jacyś ludzie bez względu na płeć. Nie zauważyłem, by przyszły elektorat  ustawiał się przed nimi w proporcjach odzwierciedlających bieżące sondaże. Może coś przeoczyłem, ale nie widziałem nikogo, kto wpatrywałaby się w skupieniu w twarz tego czy owego kandydata, kontemplując w skupieniu korelację między fizjonomią i nadziejami lub obiecywanym programem wyborczym.      


A szkoda. Bo ileż w tych twarzach przekonującej  wiary, nadziei, miłości! Ileż prawości! Ile marzeń i woli walki! No po prostu niewyczerpana skarbnica najcenniejszych wartości społecznych, osobistych  tudzież narodowych : rodzina, ojczyzna, uczciwość, prawość, sprawiedliwość – oraz  charakter i zasady w ogólności.

W ślad za paradą konterfektów roi się w mediach od obietnic nowego, lepszego  życia. Kandydaci ścigają się w kreśleniu porywających wizji narodowej sielanki, deklarują obniżenie podatków, podwyższenie emerytur i płacy minimalnej, nowe miejsca pracy, ubezpieczenia społeczne i zdrowotne dla bezrobotnych, mieszkania dla każdej rodziny,  autostrady, sprawną służbę zdrowia, powszechny dostęp do bezpłatnego szkolnictwa wyższego, swobody dla przedsiębiorców, wydajność gospodarczą, bezwzględność wobec przestępców, ukrócenie korupcji, wzmocnienie pozycji międzynarodowej Polski, uregulowanmie stosunków z Rosją  itd. Cuda niewidy.

Gdyby tak dało się ich wszystkich wybrać i pociągnąć za słowo! Żylibyśmy wówczas w krainie niespotykanej  szczęśliwości.
Jak tu jednak wybierać między uczciwością i sprawiedliwością? Między rodziną i ojczyzną, prawością i nadzieją, zasadami i charakterem?
Na szczęście konieczność takiego  wyboru nie istnieje. Bo niestety to wszystko nieprawda. Jak wiadomo, tych obietnic dotrzymać się nie da.  Słowa są puste a obietnice w większości bez pokrycia. Nadzieje  złudne i płonne, uczciwość jednostronna, sprawiedliwość względna, ojczyzna niewymierna. Nie mając więc szans na realizacje tych marzycielskich programów wybieramy twarze.

Tak nieodparta jest siła fizjonomii zwielokrotnionej billboardami, że pewnie gdybym sam się na takim plakacie powiesił -  Leszek Stafiej: Twój prezydent - i  co dzień oglądał się  w drodze do pracy i z pracy, to też bym w siebie uwierzył.

Tylko że, szczerze mówiąc, ja już twarzom nie wierzę. Ani nieznanym ani, tym bardziej, znanym. Mam swoje lata, swoje doświadczenia i  powody. Chętnie dałbym im szansę. Ale obawiam się, żeby nie popsuli tego, czego nie zdążyli popsuć poprzednicy. A już szczególnie  zależy mi na tym, żeby  przetrwała jedna cukiernia w Olsztynku, gdzie  robią najlepsze w Polsce jagodzianki. I proponuję taki układ: każdy daje szanse tej twarzy, której wierzy. Ale cały czas ich sprawdzamy przy pomocy jagodzianki. Wjeżdżamy do Olsztynka nie korzystając z obwodnicy i kupujemy jagodziankę w pierwszej cukierni po prawej , jadąc od Warszawy, a drugiej po lewej od strony Olsztyna. Jeśli jagodzianki są tak wyśmienite, jak dotąd, to niech sobie rządzi, kto chce. Ale jeśli nie, to rządzącym biada. To znaczy, że czas na jagodziankową rewolucję. A wtedy gniew ludu będzie straszny.

 

Smacznego!

 



Leszek Stafiej - Brief - Gwoździem w mózg