Drukuj
Odsłony: 1948

Moja dobra Znajoma ma dom na skraju małej wioski na Mazurach. Spędza tam cieplejszą połowę roku.
Poznała miejscowych.  Z niektórymi się zaprzyjaźniła.  Wie,  że mają ciężkie życie.  Zwłaszcza ci z przeszłością pger-owską.  W wielu rodzinach  nie ma pracy już od dwóch pokoleń.  Wiszą na opiece społecznej.  Moja Znajoma pomaga im jak może.  Mężczyznom zleca drobne prace wokół  domu.  Kobietom przywozi ubrania zebrane wśród koleżanek z Warszawy.  Ale może pomóc mniej niż by chciała. 

Dlatego ucieszyła się,  przeczytawszy  w lokalnym dzienniku o bezpłatnych kursach szycia dla bezrobotnych kobiet. Trzeba tylko kupić  bilet na dojazdy. Wpadła na pomysł.  Poprosiła męża, by przywiózł na wieś elektryczną maszynę do szycia.  Nie używała jej od  lat,  odkąd  dorosła córka wyprowadziła się z domu.  Zaprosiła na herbatę  sąsiadkę.  Młodą wdowę z czwórką dzieci, której  mąż utonął  ubiegłej zimy, łowiąc ryby w dziurawym pontonie.  Powiedziała jej o kursach.  Zaproponowała,  że  podaruje  maszynę i opłaci dojazdy  na  kursy.  Młoda wdowa wysłuchała propozycji, po czym  spojrzała Mojej Znajomej  prosto  w oczy i powiedziała: - A ja to pierdolę. Ja nie lubię szyć.

Jedna z zasad  metodyki  nauczania nakazuje pedagogom  skupiać się na uczniach zdolnych,  chętnych do nauki,  robiących postępy.  Mało zdolnym  wystarczy zapewnić niezbędne minimum wiedzy i umiejętności. A leniwych można  ignorować. 
To surowa  zasada.  Nie wykluczone, że słuszna.  Z pewnością wygodna.
Większość z nas woli  przecież  wspierać tych,  którzy na to zasługują niż przekonywać tych ,  którym na wsparciu nie zależy.
Na szczęście, nie jest to zasada jedyna.


    Na szczęście, jest jeszcze sztuka prezentacji i przekonywania,  siła perswazji, zaraźliwość przykładu,  nieodparta  moc charyzmatycznego lidera, wreszcie dobre serce. Byle ich używać w słusznej sprawie.


    Ontogenetyczny rozwój jednostki doprowadza ją zazwyczaj w końcu na poziom  potrzeb  wyższych na skali Abrahama Maslowa.  Jedni zdobywają  szczyt szybciej,  inni  wolniej, jeszcze inni nie docierają tam wcale.  Ale warto pomagać wszystkim.
Warto pomagać tym,  którzy chwytają wszystko w lot – bo oni się najszybciej społeczeństwu odwdzięczą. Odkryciem nowej planety,  sposobem na ładowanie komórki czy laptopa energią wytworzoną w kolanie. ( To takie oczywiste! Że też sam na to nie wpadłem!). Albo norweskimi  skarpetami przeciwśniegowymi na koła samochodu zamiast łańcuchów.


Warto  pomagać tym,  którzy  wspinają się na  szczyt wolniej.  Bo po drodze muszą robić to, czego my robić nie chcemy lub nie umiemy.  Tych jest zresztą najwięcej. To oni są solą ziemi.


Należy tez pomagać  tym,  którzy  bez naszej pomocy nie mają szans, by na szczyt dotrzeć. Nie szkodzi, że większość  z nich wcale nie będzie próbowała   się odwdzięczyć. W czasach cynicznego prostactwa, kiedy wszystko jest na sprzedaż , kiedy reklama jakiegoś samochodu  włazi w ubłoconych buciorach do skarbnicy najwyższych uniesień  narodowych  - trzeba chronić tych, którzy wbrew czasom i modom wciąż gotowi są bronić swojej – i naszej - godności. 
Nie wiem,  z czego żyje dziś młoda wdowa z Mazur. Może nadal z moich podatków.  Nawet jeśli tak, to niech będzie. Wolę ją mieć na utrzymaniu niż na sumieniu.
Francis Fukuyama zapowiada koniec człowieka w konsekwencji rewolucji biotechnologicznej. Iskierkę nadziei na przetrwanie widzi w poczuciu  ludzkiej godności.  Może to właśnie dowodu na istnienie tej nadziei należy doszukiwać się w śmiałej mazurskiej deklaracji awersji do szycia. 



Leszek Stafiej - Brief - Gwoździem w mózg