To diagnoza bardzo smutna. Chciałbym z nią polemizować, ale nie mogę, bo takie są fakty.” – że zacytuję współczesnego klasyka (za tygodnikiem Polityka nr 11/2850).

Cudzoziemców odwiedzający nasz kraj wzrusza widok starszych panów, którzy - bez względu na pogodę – spacerują po ulicach polskich miast z dziecięcymi wózeczkami.

Nic tak nie uczy pokory, jak podróże – zagaił Gospodarz, człowiek starszej daty, u którego, jak co miesiąc,  spotkaliśmy się na podwieczorku.

Mieszkam po tak zwanej azjatyckiej stronie Wisły, przez którą przeprawa samochodem  w godzinach szczytu  od dawna wygląda tak, jakby już trwało EURO 2012.

W centrum Lądka Zdroju, dolnośląskiego kurortu, który  mylony jest żartobliwie z Londynem  (i vice versa), stoi  dom zdrojowy „Wojciech” - wyniosła, siedemnastowieczna, dziś  neobarokowa budowla  z pięknie sklepioną kopułą.

Make a game of finding something positive in every situation (Bawcie się w wyszukiwanie pozytywów każdej sytuacji) - radzi Brian Tracy, światowej sławy konsultant amerykański.

Do historii wchodzą ci, co krzyczą głośno.  I wyraźnie Ci wchodzą frontowymi drzwiami.

Oto przypadek, który można nazwać generycznym: kolega Znajomego kupił nowe mieszkanie.  Był właśnie po rozwodzie, więc mieszkanie było mniejsze niż poprzednie. Dlatego w ramach zagospodarowywania wolnej przestrzeni  postanowił nad drzwiami wejściowymi zrobić pawlacz (czyli schowek pod sufitem).

Wszystkie media je dostały. Ale tylko Superexpress opublikował na czołówce  zdjęcie en face zastrzelonego w Iraku dziennikarza TVP Waldemara Milewicza.

Co miesiąc, jak każdy felietonista, staję przed pytaniem, o czym pisać tym razem. Nawet jeśli mam jakiś super temat, zwlekam  do ostatniej chwili, bo a nuż zdarzy się coś ważniejszego i ciekawszego, co Czytelnika przygwoździ.

Po Trzech Królach cichnie kolęda. Nie tylko ta śpiewana nieporadnie, po amatorsku za rodzinnym stołem. Ale i ta, co rozbrzmiewa coraz wcześniej, częściej, głośniej, profesjonalnie choć niecharyzmatycznie w supermarketach: po angielsku i z płyt.

Mój Bliski Znajomy, nazwijmy go dla niepoznaki Jerzym, szedł kiedyś do oddziału swojego banku w centrum Warszawy. Szedł w dobrym nastroju z powodu  słonecznej, październikowej pogody oraz dlatego, że akurat poszczęściło mu się w interesach.

Idąc Nowym Światem wpadłem na  Dobrego Znajomego, z którym już dawno się nie widzieliśmy. Niespodziewane spotkanie bardzo nas obu uradowało.

- Jaka jest  ta nasza Polska, Tato? - mógłby zapytać mnie mój syn. Co bym mu odpowiedział?

- Jest jak rodzina: piękna, bliska, wyjątkowa.

Mam wrażenie, że marketing więzi i relacji jest sprzeczny z obyczajami panującymi w życiu publicznym naszego kraju – zagaił nieśmiało Magister.

Dorastająca córka Mojej  znajomej w ciągu kilku ostatnich miesięcy przytyła pięć kilogramów. Znajoma przeciwnie: straciła na wadze blisko pięć kilogramów.

Mój Dobry Znajomy, człowiek  kulturalny, obejrzał ostatnio spektakl To idzie młodość w warszawskim Teatrze Współczesnym.

Wielu zna ten ból. Przytrafia się  zwłaszcza młodym, niedoświadczonym. Zazwyczaj bywa tak: z trudem tłumiąc radosny entuzjazm przystępujemy do działania.

Oskary polskiego biznesu rozdane, dobiegają do mety Gazele biznesu.

W kwietniu, 134 lata termu, w rodzinie ubogiego szewca ze Zlina na Morawach urodził się Tomas Bata, czeski przemysłowiec, twórca znanej na całym świecie marki obuwniczej.

Opierałem mu się dzielnie przez kilka tygodni. Udawałem, że mnie nie dotyczy. Puszczałem mimo uszu  medialną wrzawę. Unikałem publicznych wypowiedzi. 

Wyznał mi kiedyś Dobry Znajomy, że  czasem w nocy nie może spać, bo rozmyśla nad tym, co zrobił nie tak jak trzeba. I wtedy często słyszy głos: - Na to nie wystarczy jedna noc.

Przychodzi do Ciebie kolega z pracy. Jest twoim podwładnym.  – Chcę ci powiedzieć coś ważnego – mówi. –

Firma prosperowała doskonale. Chociaż powstała zaledwie przed trzema laty,  w tym roku podwoiła obroty.

Moja Dobra Znajoma mieszka na obrzeżach Warszawy.  Do pracy dojeżdża zazwyczaj  Mazowieckimi Kolejami Państwowymi.

Pies mówi tak: mój Pan dwa razy dziennie stawia przede mną pełną miskę.

Znowu podróżowałem po naszej umęczonej ojczyźnie. Duże zmiany w infrastrukturze: nowe drogi, ronda, rozjazdy, osiedla i supermarkety. Ruch też duży: jeżdżą, kopią, budują, burzą lub remontują.

Przychodził raz do roku, w listopadzie. Odkąd tam mieszkaliśmy, czyli w zasadzie od zawsze. Regularnie, jak zegarek.

    Położył się Dyzio na łące,
    Przygląda się niebu błękitnemu
   

Ktoś ostatnio  rzucił książką w prezydenta Obamę. Przeleciała tuż obok głowy państwa, ale Obama nawet jej nie zauważył.

Ten felieton jest o wpadkach i błędach, krętactwie i zacieraniu śladów.

Nie zdarzyło się jeszcze, aby człowiek nie umarł. (Adam Ważyk, Poemat dla dorosłych)

Z początkiem  września właściciel sklepiku na rogu mojej ulicy, gdzie dotychczas były  tylko wędliny,  wprowadził do sprzedaży pełen asortyment artykułów spożywczych. Z przyjemnością postanowiłem, że  zamiast  chodzić do czterech różnych sklepów,  będę kupował wszystko u niego.

Mój Dobry Znajomy, który od lat pracuje w branży reklamowej,  zrelacjonował mi  rozmowę, jaką przeprowadził z młodszym kolega, który działa w reklamie od niedawna.

Nie wiem, jak jest teraz, ale kilka lat temu czytałem, że w Warszawie mieszka zaledwie 20% urodzonych warszawiaków. Reszta to tzw. ludność napływowa. Skoro tak, to ciekawe, czy reszta Polski nie lubi wyłącznie tych rdzennych, czy także tych  80% przyjezdnych.

Mark Twain twierdzi, że lepiej się zamknąć i pozwolić innym podejrzewać, że jest się głupcem, niż się odezwać i nie pozostawić co do tego cienia wątpliwości.

Przegraliśmy przetarg. Nie pierwszy i nie ostatni. Jak zwykle, klient  nie zawiadomił,  że wybrał kogo innego. Nie wiemy też ilu i jakich mieliśmy konkurentów.

Tym razem, podczas podwieczorku Mecenas z Panią Marią sprzeczali się wdzięcznie na temat parytetu płci. 

To przypadek  często podsuwa  pomysły na twórcze rozwiązanie problemu.

Podróżowaliśmy pociągiem we trójkę. Mój Dobry Znajomy z kilkuletnią córeczką i ja. Znajomy opowiadał córce bajkę:

Inwestorzy polscy szacują, że łapówki stanowią dziś 15-20% kosztów całej inwestycji, czyli około jednej piątej.

Żyją wśród nas. Łatwo ich rozpoznać, bo są inni niż wszyscy.  Każdy się z nimi zetknął. W szkole, w wojsku, w pracy, w urzędzie, na urlopie, w towarzystwie.

Świat  kręci się  dziś tak szybko, że  trudno się połapać. Osacza   nas  nadmiar   informacji.

Tym razem, Mecenas z Panią Marią sprzeczali się podczas podwieczorku na temat parytetu płci.  Przeczuwając,  że niewinne z pozoru przekomarzanie może przepoczwarzyć się  w poważną kłótnię.

Lubię rozwiązywać problemy. Zwłaszcza cudze. Na każdy  problem reaguję twórczym pobudzeniem. Kiedy ktoś zwierza mi się z kłopotu, natychmiast spieszę z cenną radą.

Nie utrzymuję już kontaktu z bohaterami tej historii. Mam nadzieję, że żyją i są zdrowi. Dlatego, na wszelki wypadek, zmieniam niektóre imiona oraz szczegóły.

Piszę ten tekst tkwiąc jeszcze po uszy w poprzednim tysiącleciu. Nie wiem, czy przetrwaliśmy bombę milenijną. Być może nie. Może nie ma już nikogo i nikt tego nie przeczyta. Gdybyśmy jednak  przetrwali, proponuję uważnie  rozejrzeć  się wokół.

Władek był drobnym przedsiębiorcą. Bardziej drobnym niż przedsiębiorcą. Kręcił się. Tu taniej kupił, tam drożej sprzedał. Jak Rockefeller.

Jeździłem po kraju i podziwiałem owoce pracy ministra Jerzego Wiatra  w zakresie propagowania wśród ludności informacji na temat Unii Europejskiej. 

Francuzi  mówią:  espit  d’escalier – duch schodów albo spóźniony refleks.

Już po raz dziewiąty byłem na festiwalu Golden Drum w Portoroż, Słowenia. Czytelnikom, którzy po tym zdaniu opuszczają nasz felieton serdecznie dziękujemy.